poniedziałek, marca 31, 2008

Na portalu wp.pl pojawił się drobny, ale ciekawy news nt. licencji w oprogramowaniu Adobe i Apple.
Podobno w przypadku Apple to tylko pomyłka, która już została naprawiona.

Adobe udostępniło w tym tygodniu online'ową wersję beta aplikacji Photoshop Express. Okazuje się jednak, że dołączona do niej licencja jest niezwykle restrykcyjna i sformułowano ją w sposób, który odstrasza użytkowników.
Photoshop Express to działająca w przeglądarce, pozbawiona zaawansowanych funkcji odmiana Photoshopa zaprojektowana specjalnie z myślą - http://www.pcworld.pl/news/145303.html o początkujących użytkownikach programu.

O ile sama aplikacja prezentuje się bardzo ciekawie, o tyle dołączona do niej licencja EULA - zdecydowanie nie. To już nie tylko drobna wpadka - http://www.pcworld.pl/news/145208.html, która trafiła się Apple. Licencję Photoshop Express sformułowano w taki sposób, że powinna skutecznie odstraszać wszystkich chcących zachować prawa do swych zdjęć.

Ty nie możesz nic, my możemy wszystko

W licencji EULA Photoshop Express - aktualnie niedostępnej - pojawiły się takie sformułowania: Wykorzystanie twojej zawartości. Adobe nie rości sobie praw własności do twojej zawartości. Jednakże z uwagi na twoją zawartość, którą przesyłasz lub czynisz dostępną w publicznie widocznych usługach serwisu, przyznajesz firmie Adobe obejmującą cały świat, nieodpłatną ( royalty-free ), bez praw do wyłączności, wieczystą, nieodwołalną i w całości podlegającą możliwości dalszego licencjonowania licencję do używania, dystrybuowania, pozwalającą na czerpanie dochodów lub inną formę wynagradzania, reprodukowania, modyfikowania, adaptowania, publikowania, tłumaczenia, publicznego wystawiania i wyświetlania twojej zawartości ( w całości lub w częściach ). Oraz do włączania tego typu zawartości do innych materiałów lub prac w dowolnym formacie lub na medium - znanym albo opracowanym później.

A zatem w zamian za świadczenie usługi Photoshop Express, Adobe uzyskuje wszelkie prawa do twoich grafik, zdjęć, obrazów - i to na zawsze, również z możliwością wykorzystywania ich w celach zarobkowych. Nic zatem nie stoi na przeszkodzie, by twoje fotografie rodzinne funkcjonowały w roli klipartów w następnym wydaniu Photoshopa.

Warto zajrzeć: "Adobe joins list of companies not reading own EULAs - http://arstechnica.com/news.ars/post/20080329-adobe-joins-list-of-companies-not-reading-own-eulas.html" ( w języku angielskim )

sobota, marca 22, 2008

Kolejne infro rodem z wp.pl i PCWK...tym razem o perypetiach związanych z RIAA:

Być może już wkrótce amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Fonograficznego RIAA będzie musiało podać szczegółowe informacje na temat technik śledczych wykorzystywanych do zdobywania dowodów przeciwko użytkownikom sieci P2P. Do tej pory RIAA skutecznie się przed tym broniło - jednak najnowszy pozew przeciwko organizacji może zmusić ją do ujawnienia wszystkich sekretów.

Mowa tu o pozwie złożonym przez Amerykankę Tanyę Aderson, weterankę sądowych starć z RIAA ( o jej prawnych perypetiach pisaliśmy m.in. w tekście "RIAA pozwana za "złośliwe prześladowanie" - http://www.pcworld.pl/news/115149.html ). Kobieta jest niepełnosprawną, samotną matką - w czerwcu 2005 r. RIAA skierowała przeciwko niej pozew, w której oskarżono ją o nielegalne dystrybuowanie muzyki w Internecie. Kobieta nie zamierzała jednak poddać się bez walki - odpowiedzi przedstawiła szereg własnych oskarżeń ( zarzuciła RIAA m.in. prześladowanie, nielegalną inwigilację, naruszenie prywatności i włamanie się do jej komputera ). W obliczu tak zdecydowanej postawy - oraz ostrej krytyki mediów - RIAA zdecydowała się na wycofanie zarzutów.

Tanya Aderson nie spoczęła jednak na laurach - natychmiast złożyła kolejny pozew, w którym już oficjalnie oskarżyła RIAA o wymienione powyżej przestępstwa ( jej zdaniem RIAA naruszyła przepisy antymafijnej ustawy RICO ( Racketeering Influenced and Corrupt Organizations ).

Pozew ten został niedawno odrzucony - sąd uznał bowiem, że kobieta nie przedstawiła dowodów wspierających jej twierdzenia. Sędzia dał jej jednak szansę uzupełnienie materiału dowodowego - Tanya Adreson może więc ponownie złożyć pozew i jeśli będzie on poprawnie udokumentowany, to sąd go przyjmie.

Oznacza to, że - jeśli tylko pani Adreson i jej prawnicy dostarczą odpowiednie dowody - RIAA po raz pierwszy w historii swoich działań prawnych może zostać zmuszona do ujawnienia metod, którymi posługuje się podczas gromadzenia dowodów przeciwko użytkownikom P2P. Chodzi tu m.in. przedstawienie zasad, którymi organizacja kieruje się podczas decydowania, którego internautę pozwać, podanie, jakie dokładnie informacje o użytkownikach P2P gromadzi działająca na zlecenie RIAA firma MediaSentry itp.

Prawnicy podkreślają, że podanie tych informacji do publicznej wiadomości może znacznie utrudnić działania RIAA - wiele osób już od dawna podejrzewa bowiem, że organizacja podczas gromadzenia dowodów balansuje na krawędzi prawa. Być może więc ujawnienie tych informacji utrudni RIAA składanie kolejnych pozwów, zaś osobom już pozwanym przez organizację - ułatwi wygrania ewentualnych procesów.

A tym razem na wp.pl można przeczytać co nieco o sytuacji niemieckich użytkowników p2p:

Niemiecki Federalny Sąd Konstytucyjny uznał, że koncerny "rozrywkowe" oraz reprezentujące je organizacje branżowe nie mają prawa domagać się od dostawców usług internetowych ujawnienia danych internautów podejrzewanych o nielegalne udostępnienie materiałów chronionych prawem autorskim w Internecie - donosi serwis TorrentFreak.com. Decyzja ta może znacząco ułatwić życie niemieckim użytkowników sieci P2P - ponieważ praktycznie uniemożliwia namierzenie osób pobierających lub udostępniających w Internecie pirackie materiały.

Do tej pory pozwanie osoby nielegalnie dystrybuującej materiały chronione prawem autorskim w Internecie było dość łatwe - wystarczyło namierzyć internautę i zgłosić to organom ścigania ( które musiały zareagować, ponieważ łamanie praw autorskich jest w Niemczech przestępstwem ).

Od teraz będzie jednak inaczej - sąd uznał, że udostępnianie plików multimedialnych w Internecie nie może być traktowane jako przestępstwo. Dlatego w przyszłości dostawca usług internetowych będzie musiał ujawnić dane klienta tylko w przypadku podejrzenia np. o udostępnianie dziecięcej pornografii i inne poważne przestępstwa ( morderstwo, porwanie itp. ).

Orzeczenie Sądu Konstytucyjnego dotyczące użytkowników P2P jest częścią nowych zaleceń, dotyczących ochrony prywatności internautów. Sąd uznał, że niemieckie prawo do tej pory niewystarczająco chroniło interesy jednostek w Sieci.

tym razem z wp.pl o dość ciekawym rozwiązaniu Microsoftu...
faktycznie, nielegalne systemy bez dostępu do aktualizacji mogą stanowić potencjalne zagrożenie dla legalnych użytkowników.


Firma Billa Gatesa pozwoli na aktualizację nielegalnych kopii - pisze dziennik "Polska".

Użytkownicy pirackich kopii systemu Windows nie powinni obawiać się o bezpieczeństwo swoich komputerów. Microsoft będzie nadal wydawał aktualizacje zabezpieczające przed zagrożeniami z internetu i udostępniał nawet tym, którzy mają nielegalną kopię Windows - zadeklarował Edward P. Gibson, główny doradca ds. bezpieczeństwa w Microsofcie.

Oznacza to, że komputery wyposażone w system Windows kupiony za kilkanaście złotych na straganie będą tak samo zabezpieczone jak te, w których działa legalny system, który kosztuje od 350 zł do nawet ponad tysiąca złotych.

Na "IDC Security", konferencji na temat internetowych zagrożeń, Edward P. Gibson przyznał, że takie rozwiązanie jest mniejszym złem niż na przykład zdalne wykrywanie nielegalnych systemów i odcinanie ich od możliwości aktualizacji.

czwartek, marca 20, 2008

Na portalu filmweb.pl znalazłem krótką notkę:

Szwedzcy reżyserzy filmowi mają powód do zadowolenia. Sąd Najwyższy uznał we wtorek, że telewizje muszą uzyskać zgodę twórców, zanim przerwą ich filmy reklamami.

Sędziowie stwierdzili, że przerywanie filmu reklamami psuje ich odbiór wśród widzów i łamie prawa autorskie realizatorów. Interesy wielkich nadawców nie są ważniejsze od możliwości decydowania o tym, jak dzieło będzie prezentowane.

piątek, marca 14, 2008

Na Onet.pl można przeczytać tym, jak producent gitar pozywa producenta gier komputerowych...

Produkująca gitary firma Gibson pozwała do sądu koncern Activision za naruszanie patentów.
Współpraca obu firm wcale nie musi oznaczać, że panuje pomiędzy nimi zgoda. Właśnie rozpoczęła się batalia pomiędzy Activision, wydawcą gry Guitar Hero, a firmą Gibson, znanym na świecie producentem gitar, którego projekty wykorzystywane są jako kontrolery w tej muzycznej produkcji.

Gibson zarzuca Activision naruszenie dziewięcioletniego patentu na technologię symulowania wykonywanej muzyki. Według firmy gry, w których osoba naciska klawisze na kontrolerze przypominającym gitarę, naruszają wspomniany patent, którego właścicielem od 1999 roku jest Gibson.

Już w styczniu tego roku Gibson wysłał do Activision list, w którym domagał się nabycia licencji, lub zaprzestania sprzedaży gry "Guitar Hero". Activision w odpowiedzi złożyło w sądzie wniosek, mający na celu stwierdzenie nieważności patentu.

Bez względu na to jak sprawa się rozstrzygnie, Activision już teraz traci pieniądze. Informacja spowodowała spadek kursu akcji o ponad 1%.

czwartek, marca 13, 2008

o nieprzewidzianych skutkach walki z p2p można przeczytać na wp.pl