poniedziałek, stycznia 22, 2007

Manipulacja wokół IP

Tekst zdecydowanie nie jest wart uwagi pod kątem merytorycznym. Za to warto zobaczyć jak manipuluje się poglądem czytelników na prawo własności intelektualnej.

http://www.gnu.org/philosophy/right-to-read.pl.html

23 komentarze:

Anonimowy pisze...

hmm. a co konkretnie jest tam manipulacją? to opowiadanie pokazuje "jedynie" do czego może doprowadzić dzisiejsze poglądy wielu osób na prawa własności intelektualnej.
Oczywiście manipulacją będzie pewnie przedstawienie twoich jakże słusznych poglądów jako czegoś złego. Bo przecież opowiadanie byłoby prawdopodobnie nie manipulujące gdyby na koniec gość wybrał słuszną drogę i ochronił cudzą własność przed kradzieżą.
Widzisz opowiadania mają to do siebie że przejaskrawiają zagrożenia.
Ciekawe jest to że takie "manipulacje" przewijają się dość często w literaturze, a jakoś nigdzie nie uświadczysz opowiadań które pokazują zagrożenia ze strony tych wstrętnych przeciwników bezwzględnej ochrony własności intelektualnej. No chyba że o czymś nie wiem:>

Julian M. Skelnik pisze...

Nie zadałeś sobie wysiłku żeby dowiedzieć się jakie są moje poglądy, tylko z góry wyszydzasz je. Pewnie wydaje Ci się, że nie przystają do Twoich i dlatego nie warto już ze mną dyskutować.
Niezależnie od obranej przez przedstawionego studenta drogi, opowiadanie jest manipulacją. To wynika z jego konstrukcji, a nie z morału. Ale pewnie będziesz go bronił, bo morał Ci pasuje.

Anonimowy pisze...

w którym miejscu cokolwiek wyszydzam?
To że tu cokolwiek wpisałem oznacza że mam ochote podyskutować, z czego chyba nie wynika ze uwazam ze nie warto dyskutować.

Gdzie jest w nim manipulacja? To jest fikcja literacka. Jezeli uważasz zę gdybanie na temat przyszlosci i ukazywanie w ten sposob obaw (ktore nie sa obce jedynie temu autorowi) jest manipulacją to (jako że słowo manipulacja jest nacechowane raczej negatywnie) nie powinno sie czytac dajmy na to Lema.
Wskarz gdzie niby ta manipulacja tam występuję, wtedy będziemy mogli się pospierać. Powyżej probowałem wywnioskować co niby ma byc ta manipulacją, ale fakt nie da się dyskutować z pogladem ktorego się nie zna i argumentami ktore nie padły.
Za manipulacje prawdopodobnie uznasz także to co napisałem niedawno w tym samym klimacie u siebie: http://qatryk.pl/?p=334
Tylko że to naprawdę nie polega na tym że kogoś chce zmanipulować, a jedynie podzielić się w jakiś bardziej dobitny sposób który zadziała na wyobrażnie. A że nie ma to nic wspólnego z terażniejszością. Różnie może być.

Julian M. Skelnik pisze...

Tekst wprowadza czytelników w błędne przekonanie co do perspektyw rozwoju prawa autoskiego, a nawet praktycznej możliwości rozwoju prawa autorskiego.

Szydzenie? "Oczywiście manipulacją będzie pewnie przedstawienie twoich jakże słusznych poglądów jako czegoś złego." - "jakże słusznych", choć wcale ich nie znasz.

"Tylko że to naprawdę nie polega na tym że kogoś chce zmanipulować, a jedynie podzielić się w jakiś bardziej dobitny sposób który zadziała na wyobrażnie."

Na wyobraźnie łatwiej podziałać niż na rozum. Dlatego na wyobraźnie można podziałać, nawet jeśli logicznie czegoś nie można wytłumaczyć.

Anonimowy pisze...

Wybacz ale jak spojrzysz na historie to taki sposób małych kroczków na kompletne ograniczenie wolnosci jest nagminny, i w wielu przypadkach prowadzil do jeszcze gorszych rzeczy niz opisywane w tym opowiadaniu.

Dlaczego niby wprowadza w błędne przekonanie? Fikcja literacka jest fikcja, i to czy stanie się rzeczywistoscia to inna sprawa.

Każdy ma swoje słuszne przekonania - jedni jednak dopuszczaja argumenty przeciw a inni nie.

Jak to nie znam - jesteś autorem na stronie ktora broni praw autorskich, wypowiadam sie w watku na temat opowiadania ktore uznales za manipulacje z czym sie nie zgadza; czy musze wiedziec jakie masz preferencje co do tego co zjadasz na śniadanie żeby móc z toba polemizować?

Stalin, Hitler i kilku innych też uważało że lepiej działać na rozum. Wyobrażnie trzeba najpierw mieć a jak juz sie ją ma to spokojnie można sobie wyobrażac też inne rzeczy, natomiast jak wpoi się sposob rozumowania to nic człowieka nie przekona że myśleć można i w inny sposób, a to co dobre dla niego nie koniecznie musi byc dobre dla innych.

Już raz to napisałem ale powtórze że zgodnie z tym co napisałeś manipulacją są wszelkie opowiadania SF.

Julian M. Skelnik pisze...

Choć nadal jesteśmy ograniczeni przymusami państwowymi to nie da się ukryć, że zakres wolności statystycznego Kowalskiego 2 tyś. i 200 lat temu był znacznie bardziej ograniczony. Kompletne ograniczenie wolności w postaci niewolnictwa było obecne i naturalne kiedyś, a dziś jest powszechnie nieakceptowane. Dziwię się więc, że piszesz takie rzeczy. To że wolności mogło by być więcej i że Ty (w przeciwieństwie do ludzi w przesłości) zdajesz sobie z tego sprawę, wcale nie oznacza że wolność jest systematycznie ograniczana. Jeśli spojrzysz z perspektywy okresów historycznych, to zobaczysz że wolności jest coraz więcej.

Dowodem na to że wprowadza w błędne przekonanie są Twoje wypowiedzi podszyte obawą, że prawo autorskie doprowadzi do jakichś schizofrenicznych sytuacji - jak te opisane w omawianym tekście. Nie oszukujmy się - autorowi, a może i Tobie wydaje się że to może dojść do okoliczności opisanych w Stallmana. I na tym między innymi polega różnica między nim, a Stanisławem Lemem.

Uważasz, że nie dopuszczam argumentów innych dyskutantów? Jestem bardzo zdziwiony. Czy nie odpowiedziałem na jakiś argument? Przecież regularnie odpisuję na wszystkie posty.

Oczywiście mogę się wypowiadać tylko w swoim imieniu, bo strona jest tworzona przez całe Koło. Myślę jednak, że wszyscy członkowie są zwolennikami prawa własności. Dlatego powiem - tak, jesteśmy zwolennikami prawa autoskiego. Natomiast poglądów na to jak powinno prawo autorskie wyglądać pewnie jest tyle, ilu członków Koła. Między dwoma zwolennikami prawa autorskiego może być tak duża rozpiętość poglądów, że w życiu nie byliby w stanie uformować wspólnego poglądu na jego kształt. Być może poprostu tego nie rozumiesz i stąd wyrobiłeś sobie błędne przekonanie o tej stronie i o moich poglądach.

Przedostatni akapit odbieram jako argument ad personam, więc pozostawiam go bez odpowiedzi. Sprostuję tylko jeden ewidentny błąd merytoryczny. Otóż Stalin i Hitler oddziaływali głównie na wyobrażenia ludzi o świecie, a nie uzasadniali logicznie potrzeby swoich działań.

Anonimowy pisze...

Wszystko się opiera na rozumieniu pewnych pojęć.
Zacznijmy od tego co widze cię najbardziej boli: że niby uderzam bezpośrednio w ciebie. Tak już mam niestety że personalizuje poglądy z osobą i jeżeli uderzam to i staram się żeby zabolało - przepraszam, nie to było moim celem abyś się obraził, i będę z tego powodu starał się tego nie robić.
Przejdzmy do tych pojęć:
mówisz o wolności - że niby jest jej więcej teraz. Moim zdaniem nie, po prostu model niewolnictwa się zmienił. Wolni to co najwyżej są górale, bo bimber sobie upędom, oscypka zrobią, czasem barana na obiad zjedzą i nie obchodzi ich co cepry se u siebie wyprawiają.
jak byłeś niewolnikiem to była sprawa jasna, dziś jak pracujesz to możesz się cieszyć wmówioną ci wolnością. Jasne możesz sobie spakować manatki i pojechać sobie do okoła świata. Możesz też wybrać dworzec centralny. Tylko że wtedy nie będziesz pewny co zjesz jutro. Niewolnictwo przez wiele lat nie było problemem bo niewolników traktowano dość dobrze. Mogli odpocząć, zjeść i nieczego im tak naprawdę nie brakowało. Zjawił się potem jakiś ktoś kto postanowił ich bardziej pouciskać no i zaczęły się bunty.
Wolność jest straszna i wzbudza obawy. Wielu ludzi nie chce być wolnymi bo tak im lepiej.
Tyle na temat wolności.
Co do praw autorskich i różnic. Ja się uważam za liberała i śledze jako tako co na ten temat mówią liberałowie. U Kinsella jest mowa o jakims liberalnym profie co to na wykładzie symbolicznie po użyciu słowa wolnośc wrzuca do puszki kase, w ramach zapłaty za wykorzystanie tego pojęcia którego autorem on sam nie jest. Czy to nie jest paranoja? Po drugiej stronie stoją ludzie tacy jak Kinsella których argumenty do mnie o wiele bardziej trafiają.
Tak jak nie rozumiem tego profa tak nie rozumiem i Was, jak słusznie zauważasz. Jednak podstawom mojej polemiki nie jest rozróżnianie niuansów poglądów autorów tej strony. Uważam prawa autorskie za coś nie dostosowanego do współczesnych realiów. Tak jak niewolnictow w takiej formie jaka znamy z przed wieków we współczesnym świecie byłoby kompletną pomyłką tak i prawa autorskie takie do jakich dązy współczesny świat moim zdaniem jest kompletna cywilizacyjną porażką. I wiele osób to zauważa, choćby ostatnie problemy iTunes w skandynawii.
Co do ostatniego punktu. Widzisz rozum to nie koniecznie logiczne myślenie. Rozum ma to do siebie że często przyjmuje zdania kompletnie nielogiczne za logiczne. Wspomniani uwodziciele, przede wszystkim na tym opierali swoją władze, przynajmniej w początkowej fazie. Człowiek który ma wyobrażnie zawsze będzie próbował sobie wyobrazić konsekwencje i obie strony medalu. Żaden człowiek który ma wyobrażnie i umie się nią posługiwać nie będzie nigdy twierdził że coś co szkodzi innym jest dobre. I nie bierz tego do serca sobie bo akurat spór o prawa autorskie wydaje mi sie być innego typu rozważaniem. Tu albo wielu nie traci a niewielu zyskuje krocie albo wielu zyskać a ci ktorzy mogli zyskać więcej zyskuje mniej (z czym tez bym w sumie polemizował). A z takimi rzeczami jest najtrudniej.
Lem też miał wiele obaw które można było odbierać jako śmieszne, a jakos wiele z nich sie spełnia.
tyle tytułem chaotycznych rozwazań nie na temat

Julian M. Skelnik pisze...

Ani mnie to nie boli, ani nie obraża tylko zniechęca do dalszej dyskusji.

Ten blog, ani dyskusja nie dotyczą definicji wolności więc potraktuję ten temat pobocznie. Dziś jeśli nie będziesz pracował, to dostaniesz zasiłek. Kiedyś jak pracowałeś, to dostawałeś tyle co zasiłek. Nie mogę się więc z Tobą zgodzić co do wolności kiedyś i dziś. Nieprawdą jest, że niewolników traktowano dość dobrze. Ewidentnym kłamstwem jest, że niczego im nie brakowało.

Opowieść o "pewnym profie" brzmi dla mnie tak samo jak historia "Krysi, która przesłała ten łańcuszek szczęścia i wygrała w totolotka". Jak podasz nazwisko profesora i powód dla którego kazał wrzucać pieniądze do skarbonki, to będę polemizował. Bowiem dopiero jak podasz nazwisko, będzie to fakt sprawdzalny. Dopiero jak podasz powód dla którego kazał wrzucać pieniądze, to będziemy wiedzieli czy jest to wogóle związane z prawem autorskim.

Jeśli uważasz się za liberała to się mylisz. Zabranie komuś prawa do nazywania się autorem utworu jest zwykłym zabieraniem wolności. Tak samo jesteś za ograniczeniem wolności jeśli jesteś za pozbawieniem możliwości podpisania się pod dziełem przez autora. Bo takie właśnie konsekwencje oznacza zlikwidowanie praw autorskich. Pozbawienie autora, autorskich praw majątkowych jest pozbawieniem jednostki własności. Natomiast pozbawianie jednostki prawa własności na rzecz ogółu jest domeną socjalistów. Choć uważasz się za liberała głosisz poglądy socjalistyczne. Być może jesteś nieuświadomionym socjalistą.

"Rozum ma to do siebie że często przyjmuje zdania kompletnie nielogiczne za logiczne. Wspomniani uwodziciele, przede wszystkim na tym opierali swoją władze". Innymi słowy tworzyli błędne WYOBRAŻENIE o świecie rzeczywistym. A wyobrażenia funkcjonują w swerze wyobraźni. Nie wiem jak jaśniej Ci to wytłumaczyć. Zresztą to także sprawa poboczna do praw autorskich.

Anonimowy pisze...

"Galambos doprowadził swoje poglądy do granic absurdu, gdy przyznał prawo własności do nich tylko i wyłącznie sobie, i zabronił swoim uczniom ich powtarzania, oraz gdy rytualnie wrzucał do specjalnej urny grosz za każdym razem, gdy użył słowa „wolność” – co stanowić miało zapłatę tantiem dla potomków Thomasa Paine’a, domniemanego „wynalazcy” słowa „wolność,” a także gdy zmienił swoje imię z Joseph Andrew Galambos (Jr, najpewniej) na Andrew Joseph Galambos, by uniknąć naruszania praw swego ojca, który miał identyczne imię."
prosze bardzo to o tego profa chodziło a cytat pochodzi z artykułu Kinsella http://www.mises.pl/255

Z tego co napisałeś wynika że Kinsella też jest socjalistą. Gratuluje poczucia humoru.
Nie popadajmy w paranoje - nikomu nie odmawiam prawa do podpisania się pod swoja praca - sam to nazywam złodziejstwem (http://qatryk.pl/skopiuj-i-zostan-zlodziejem/)

Co do reszty faktycznie nie ma sensu sie spierac wiec sobie odpuszcze szczegolnie ze raczej w tej mierze do consensusu zadnego bysmy prawdopodobnie niedoszli.

Polecam przeczytanie Kinsella, może zrozumiesz o czym mówie bo to raczej trudne w komentarzu przedstawić całość swoich poglądów.

Julian M. Skelnik pisze...

A więc profesor Galambos nadużywał swojej pozycji jako wykładowca. Jego działanie nie pokrywało się z prawem autorskim. Jego postawa nie jest punktem wyjścia do krytyki prawa autorskiego, bo zachował się on wbrew jego postanowieniom.

Socjalistą nazwałem tylko Ciebie. Oczywiście, że odmówiłeś prawa podpisania się pod pracą. Jest to jedno z praw autorskich, których likwidację postulujesz. Najwyraźniej poprostu nie wiesz, czym jest prawo autorskie i stąd tak trudno Ci wytłumaczyć pewne rzeczy.

Anonimowy pisze...

Dziwna to dyskusja. Cały czas mi mówisz że czegos nie wiem. No kurde wyobraz sobie ze ja wiem ze nie wiem wszystkiego.
Jezeli gdzies napisalem ze odmawiam prawa do podpisu to najwyraźniej ponownie nie zrozumiales o co mi chodzi (zreszta wskaż mi miejsce gdzie tak napisałem).
To że postuluje, jak to ujałeś zniesienie praw autorskich nie oznacza ze neguje wszystkie ich założenia.
Nie odnosisz sie do szczegolow o ktorych mowie a do ogolow przez co ta rozmowa staje sie chyba jalowa.
I wytlumacz mi czemu ja jestem socjalistą a Kinsella juz nie bo wydawało mi się ze mam z nim zbierzne poglady co do tematu naszej dyskusji.

Unknown pisze...

Julianie, mozesz nie zgadzac sie z pogladami Richarda Stallmana, ale brzmi to dosc smiesznie, gdy autorytatywnie stwierdzasz "nie jest wart uwagi pod katem merytorycznym". Tekst ukazal sie w szanowanym "communications of the acm", wiec wartosc merytoryczna raczej ma.

Dziwi mnie też trochę sposób, w jaki w komentarzach utożsamiasz prawo autorskie z prawem autorskim. Warto pamiętać, że nie jest to żaden dogmat, a tylko jeden ze sposobów myślenia o prawie autorskim.

PS. Na wypadek: tak, ja też jestem za prawem autorskim, żeby nie było wątpliwości.

Julian M. Skelnik pisze...

Tarkowski,

Tekst nie jest zbyt cenny od strony literackiej. Nie przedstawia też stanu faktycznego jeśli chodzi o IP. Przesłanie tekstu, takie jak je odbieram, mówi że autorskie prawa majątkowe idą w kierunki nadmiernego umocnienia co jest zjawiskiem negatywnym. Niestety autor przedstawia je w takim kształcie jaki jest niemożliwy. Jeśli chcesz wiedzieć dlaczego dowodzenie prawdziwych tez za pomocą błędnych argumentów jest niemerytoryczne proponuję sięgnąć do prac Gastona Bachelarda. Publikacja w "szanowanym" periodyku o niczym nie przesądza.

"Dziwi mnie też trochę sposób, w jaki w komentarzach utożsamiasz prawo autorskie z prawem autorskim."

Rozumiem, że tutaj czegoś zabrakło. Ale faktycznie utożsamiam prawo autorskie z prawem autorskim. Natomiast wiele osób utożsamia prawo autorskie z autorskim prawem majątkowym. Później dziwią się tak jak qatry, dlaczego posądza się ich o to że nie chcą uznać czyjegoś autorstwa na pracy.

P.S. Ja też jestem za prawem autorskim i jestem przeciwnikiem dalszego wzmacniania autorskich praw majątkowych.

Julian M. Skelnik pisze...

"To że postuluje, jak to ujałeś zniesienie praw autorskich nie oznacza ze neguje wszystkie ich założenia."

Jak więc chcesz znieść prawa autorskie nie znosząc podstawowego z nich: prawa do uznania autorstwa utworu? Obawiam się, że w pęd w jakim dążysz do zniesienia autorskich praw majątkowych przesłonił Ci że są też inne prawa i że trzeba przeczytać choćby ustawę o prawach autorskich zanim zacznie się na ich temat dyskutować.

Poglądów Kinsella nie znam. Nie wiem nawet kim jest. Więc nie chcę się wypowiadać na jego temat. Podstawą liberalizmu jest dobrze zabezpieczona własność. To właśnie tak rozumie się w liberaliźmie wolność. Jak zabezpieczoną własność, którą można dysponować w wybrany przez siebie sposób. Jeśli więc chcesz odebrać własność prywatną, jaką są autorskie prawa majątkowe to napewno nie jesteś liberałem, tylko socjalistą.

Anonimowy pisze...

dobra ty mi poleciłeś poczytać ustawę to ja też ci coś polece. Jako że mówisz że nie znasz Kinsella to proponuje zaczac od tego linku o którym już tu wspomiałem: http://www.mises.pl/255. Zapewne stwierdzisz że jeden z głównych ideologów liberalizmu (libertarianizmu) to socjalista, no ale trudno.

Julian M. Skelnik pisze...

Nie przypisuj mi czegoś co nie napisałem. Napisałem jedynie, że Twoje poglądy pokrywają się z tezami doktryny socjalistycznej. Jeśli się nie zgadzasz, to odpisz rzeczowo. Agument w stylu "jeśli mnie uważasz za socjalistę, to uważasz też za socjalistę superliberała" jest... słaby.

Julian M. Skelnik pisze...

Artykuł jest dość obszerny, ale przeczytam. Dziękuję za link.

Julian M. Skelnik pisze...

Qatryku!

Bardzo ciekawy artykuł. Co prawda spora część odnosi się do systemu ochrony praw autorskich odmiennego niż w Polsce (przez co część wniosków staje się nieaktualna dla nas), ale dalsze pytania podstawione z punktu ekonomi są szalenie ciekawe. Podoba mi się spojrzenie na IP z punktu widzenia tego czy są dobrem, czy też nie. (Co prawda mam inne zdanie, ale to już jest kwestia do innej dyskusji.) I tu właśnie leży rozwiązanie zagadki. Kinsell nie chce odebrać własności, tylko twierdzi że w tym przypadku własności nie ma. Pośrednio przyznaje, że gdyby uznać IP za własność, to należało by ją chronić. Nie można więc powiedzieć, że jest socjalistą.

Anonimowy pisze...

skoro nie ma a jest to znaczy ze nie powinno byc czyli odebrac:>
widzisz problem polega na tym ze dyskutujemy na dwoch roznych plaszczyznach, ja o ideologii a ty o stanie aktualnym.
jestem realistą i wiem ze pewnych rzeczy nie przeskocze. idee maja to do siebie ze sa utopijne.
nie ma tysiecy kontrargumentow na slusznosc wlasnosci intelektualnej i praw autorskich. jedno co wiem ze sklonny jestem raczej ufac i wierzyc w tezy Kinsella i Stallmana niz Gatsa i Jobsa:>
wracajac do tego co napisales w ostatnim zdaniu:
Wiem ze wiekszosc uznaje aktualni prawo własności i w żadnym wypadku nie namawiam do łamania tego prawa. co wiecej sam jak tylko moge przestrzegam tego prawa. Co nie oznacza ze nie moge mowic i polemizowac z tym prawem i wizja swiata jaka ono soba reprezentuje.
Prawo jest tylko substytutem sprawiedliwosci i etyki. W świecie często odwraca się kota ogonem i mówi że sprawiedliwośc i etyka wynika z prawa. Wielu ludzi nigdy sie nie zastanawia czy system wartosci ktory reprezentuje prawo jest systemem bezbłędnym. I aby zmienic prawo najpierw trzeba pokazac ludziom ze moralnosc i etyka nie wynikaja z tego prawa. Potem mozna zaczac rozmawiac o wartosciach i dopiero wtedy mozna sie na tym poziomie spierac.
Konkluzji nie ma.

Julian M. Skelnik pisze...

Qatryk,

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Domyślam się, że nie jesteś zawodowo związany twórczością, ani przemysłem wydawniczym. Gdybyś był, to pewnie niełatwo było by Ci uznać słuszność Twoich idei. Czy słuszne byłoby odebrać wynagrodzenie twórcom? Zastanów się, czy rozpatrując sprawę tylko w swerze idei zgodził byś się na to?

Anonimowy pisze...

ale łączysz dwie różne rzeczy. Ja nie mówie że na tworzeniu nie można i nie należy zarabiać. Wręcz przeciwnie uważam że twórcy powinni dostawać więcej kasy niż dostają. Problem polega na odwiecznym haśle w sporze: modelu marketingowym.
Kompletnie nie rozumiem w jaki sposób doszło do tego że z płyty która kosztuje 50 zł autor dostaje coś koło 1 zl (a przynajmniej ten rząd wielkości).
Technologia gna do przodu a my zostajemy przy starych sposobach zarabiania pieniedzy na twórczości.
Pomiajac spór o zasadność czegoś takiego jak własność intelektualna, zdecydowanie twierdze że na tym że udostępnia się coś za darmo i bez ograniczeń też da rade zarobić.

Julian M. Skelnik pisze...

Chyba się już zakręciłeś w tym co piszesz. W jaki sposób zwiększą się dochody twórców, przez zniesienie autorskich praw majątkowych?

Dlaczego z 50 zł. dostaje niewiele? Zacznijmy od tego że w tych 50 zł. jakieś 15 zł. albo i więcej to podatki. Ale tak naprawdę twórca dostaje tyle, w jakim stopniu przyczynia się do sprzedania utworu. Jeśli ktoś jest "gwiazdą" w danej dziedzinie to dostaje więcej niż 6% z dochodów. Niestety dziś nie jest łatwo sprzedać twórczość.

"zdecydowanie twierdze że na tym że udostępnia się coś za darmo i bez ograniczeń też da rade zarobić."

No to proszę o wyjaśnienie jak to zrobić. Taki przykład. Jeżdżę do Centralnego Archiwum Wojskowego. Szukam tam ciekawych materiałów i na ich podstawie piszę artykułu. Samodzielnie pokrywam koszt pobytu w Warszawie i koszty związane z opłaceniem kser i skanów w archiwum, które są niezbędne do ilustracji artykułów. Za artykuły jestem wynagradzany przez magazyn dla którego piszę. Wytłumacz mi jak miałbym nieźle zarobić udostępniając te artykuły za darmo? Bardzo chętnie się dowiem, bo w tej chwili zaledwie wychodzę na zero. Dodam też, że część tekstów umieszczam za darmo na swojej stronie internetowej. Na tym akurat nie zarabiam, ale jeśli znasz sposób to chętnie to zmienię.

Anonimowy pisze...

kompletnie się nie rozumiemy. No ale trudno.
Biorąc twój przykład. Po pierwsze przecież nie mówie że nie możesz czegoś opublikować w jakimś piśmie i wziąć za to kasy.
Teraz zastanów się gdybyś ty i twój wydawca po opublikowaniu tekstu pozwolił na jego darmowe powielanie czy nie przyniosłoby to pismu i tobie korzyści? Czy jeżeli mnie twój tekst by zainteresował i nie musiałbym cie prosić o pozwolenie na przedrukowanie w moim piśmie (blogu), oczywiście podając źródło i autora, nie przysporzyłoby ci to większego poważania i nie zrobiło reklamy? Śmiem twierdzić że tak. A ten kto by przeczytał to u mnie, nastepnym razem zainteresowałby się twoją osobą i pismem w którym drukujesz i otrzymujesz z niego honorarium.
Twój ból polega na tym że ja na tym zarobie, a ty nie dostaniesz ode mnie złotówki. I co z tego. Ty też zarobisz, może nie w żywej gotówce i nie przełoży się to od razu na wysokość honorarium za twoje teksty ale przysporzy ci to czytelników.
Weż także pod uwage to że w internecie informacji jest naprawdę tyle że jeżeli ty jej nie udostępnisz to zrobi to kto inny. Być może w formie lepszej albo i gorszej. Ale zrobi to. Będzie korzystał z twojego artykułu i innych i pewnie nie popełni plagiatu bo powstanie coś zupełnie innego choć na ten sam temat. Ty w tym momencie tylko tracisz. Tracisz kapitał potencjalnych czytelników.
Teraz weź rzeczywistość w której żyjemy. Ktoś kto skopiuje z twojej pracy kilka nawet zdań jest przestępcą. W najlepszym wypadku może podać źródło z której te zdania pochodzą, ale i tak mu to nic nie da bo sie ciebie nie zapytał. Z tego choćby prostego powodu w wielu miejscach spotyka się nieuczciwe wykorzystywanie cudzych tekstów. Bo nikomu się nie chce pytać. Wolą nie podać źródła przerobić te kilka zdań zmieniając ich szyk. A tracisz ty. Bo uważasz że każde wykorzystanie twojego tekstu musi porzedzać przynajmniej twoja zgoda.
Rozumiem obawę że jeżeli opublikujesz tekst i udostępnisz go za darmo to pismo w którym publikujesz się nie sprzeda. Ale moim zdaniem się mylisz. Szczególnie w przypadku pism o sprecyzowanej tematyce, ludzie zainteresowani temate przeważnie są ich nabywcami. Osoby które miałyby skorzystać jedynie z twojego tekstu są w mniejszości - bo akurat muszą napisać prace na ten temat, albo potrzebują tej konkretnej informacji. Ktoś kogo interesuje temat nie tylko przejży go w internecie, zaciekawi się w innym piśmie, ale i sięgnie po źródło bo prawdopodobnie będzie uważał że jeżeli tekst trzyma poziom to reszta tekstów w piśmie tez taka będzie.
Konsument to nie maszynka. Jeżeli czegoś używa coś go interesuje będzie starał sie dostać to co najlepsze. I poznając w moim piśmie które skopiuje od ciebie tekst, twoją osobę i pióro następnym razem sięgnie w empiku również do gazety w której publikujesz. Czego nie zrobiłby gdyby nie poznał tego tekstu u mnie, bo po prostu nie zdawałby sobie sprawy z istnienia twojej osoby.
Oczywiście to jest rozwinięcie twojego przykładu. Taki model nie sprawdzi się w każdym przypadku. Ale wystarczy jedynie chwile się zastanowić i nie traktować klienta jako maszynke do wyciągnięcia kasy, a jako kogoś kto wymaga najlepszego produktu. Wtedy ten klient sam przyjdzie i za niego zapłaci, choćby dostępny on był w innych miejscach za darmo.
Tak się dzieje np z Linuxem. Choć na początku ściągałem Ubuntu z serwera, to teraz z przyjemnością sięgam po kolejne gazetowe wydania za które musze zapłacić . Choćby dlatego że informacja w takiej gazecie jest zebrana jednym miejscu, podana w przystępnej formie i jeszcze płytke mam z ładnym nadrukiem. A przecież mogę sobie ściągnąć Ubuntu z internetu. Oczywiście w takim piśmie wykorzystywane są informacje i artykuły które zostały udostpnione za darmo. I jakoś nikt nie protestuje. A gdy przeczytam przedruk kogoś kto się na czymś zna nastepnym razem będę zasięgał opinii u tego źródła, i polecał je innym. W ten sposób z wiedzy którą ten ktoś posiada za darmo skorzysta 90 osób. Zapłaci mu 10. W formie którą promujesz trudno mu się będzie przebić z swoim produktem i wiedzą. Skorzysta z niej 8 osób i zapłaci mu 8 osób. 92 nigdy się nie dowiedzą o jego istnieniu.