sobota, stycznia 13, 2007


nie-państwo bez praw autorskich

Niepoważni ludzie. Nie dość, że łamiąc prawo okradają innych, to jeszcze domagają się uznania tego procederu. Pewnie przyjdzie im przeżyć rozczarowanie, jeśli nikt nie uzna ich "pirackiego" państwa. A może ktoś poprostu ukradnie ich platformę? Pewnie nie zgłosili by sprzeciwu. W końcu było by to klasyczne, morskie piractwo :)

Wiadomość umieszczona na stronach portalu o2.pl

Internetowi piraci chcą swojego państwa
2007-01-12 22:35

Jeden z najpopularniejszych pirackich serwisów internetowych – szwedzki Pirate Bay - chce kupić wyspę i ustanowić na niej państwo, gdzie nie będą obowiązywać prawa autorskie – podała agencja AFP.

- Państwo bez prawa autorskiego byłoby rajem dla każdego komputerowego pirata. Dlatego jesteśmy zdecydowani nabyć kawałek jakiegokolwiek lądu na wodach eksterytorialnych – powiedział AFP jeden z anonimowych założycieli www.thepiratebay.org .

Miejscem narodzin nowego państwa ma być Sealandia - dawna betonowa platforma przeciwlotnicza o wymiarach 40 na 14 metra, leżąca 10 kilometrów od wschodnich wybrzeży Wielkiej Brytanii.

Opuszczona konstrukcję 2 września 1967 r. zajął emerytowany oficer armii brytyjskiej Roy Bates wraz z rodziną. Powołując się na zapisy w prawie międzynarodowym o "porzuconej własności" i "ziemi niczyjej", ogłosił ją Księstwem Sealandii.

Sealandię, do dziś nie uznaną oficjalnie przez żadne państwo, obecny właściciel wystawił na sprzedaż. Cena wynosi 100 milionów dolarów.

Twórcy Pirate Bay uruchomili specjalną stronę internetową www.buysealand.com, która ma pomóc w zbieraniu funduszy na pirackie państwo.

- Sealandia byłaby dla nas idealna ze względu na swoją historię. Jedna z pierwszych pirackich rozgłośni nadawała właśnie stamtąd- powiedział przedstawiciel Pirate Bay. - Jeśli nie uda nam się zebrać wystarczających funduszy kupimy jakąś małą wysepkę w ciepłych krajach - zapowiedział.

[pw]

31 komentarzy:

Anonimowy pisze...

dziwne, że mówi się o wolności a wszystkim każe się myśleć tak samo - to się nazywa totalitaryzm - a ludzie tacy jak wy szerzą go nawet nie wiedząc co robią, taki owczy pęd (jak w Niemczech w latach 30tych).

Agnieszka Konopa pisze...

Chciałabym dowiedzieć się, co dokładnie miał na myśli Anonim mówiąc 'totalitaryzm' oraz podrążyć kwestie użycia słowa 'wy', bowiem na naszym blogu różne posty, o różnej tematyce pisane są przez różne osoby - nie generalizujmy, nie sądźmy, tylko dyskutujmy!

GDS pisze...

Nie wiem, co chciał na pewno powiedzieć anonim, ale uważam, że określanie "niepoważnym" zamiarów szwedzkich piratów, powiązanych z Partią Piratów, jest nie na miejscu. A to dlatego, że jeśli chcecie merytorycznej dyskusji, nie powinniście podchodzić do tej kwestii zbyt emocjonalnie. Moim zdaniem w dobie nowych mediów funkcjonujące prawo autorskie jest właśnie niepoważne, bo zupełnie nieprzystaje do kultury remiksu. Pamiętajcie, że dzisiaj prawo autorskie to zupełnie co innego niż w okresie, gdy trzeba było rejestrować utwory, które miały być chronione prawem autorskim i okres ten wynosił (nie pamiętam dobrze) około 12 lat od momentu rejestracji, a nie jak obecnie 70 czy 75 od momentu śmierci autora. Poza tym automatyczna ochrona utworów jest też bezsensowna, ponieważ uniemożliwia to korzystanie z utworów, co do których nie można określić autora (po wykorzystaniu takiego utworu po kilku latach może pojawić się autor i zażądać ogromnej sumy).

Poza tym uważam, że jeśli można zgłaszać pomysły w stylu "prawo autorskie do końca świata", albo "jeden dzień krócej niż do konca świata", można również zgłaszać infoanarchistyczne pomysły rezygnacji z prawa autorskiego w rodzaju "informacja chce być wolna".

Być może kompromisem byłyby pomysły Lessiga i np. CC, ale z drugiej strony kompromis może oznaczać chwilową przerwę w walce o kulturę i na dobrą sprawę poddanie się.

Anonimowy pisze...

Julian a co takiego "nielegalnego" robi PirateBay?

Anonimowy pisze...

Grzegorz D. Stunża ma rację ... a to co mówi to pogląd Partii Piratów.

Wbrew pozorom piraci nie chcę usunąć praw autorskich i okraść artystów tylko tak zmienić prawo by nie było między artystami a ludźmi pośredników na "siłę".

GDS pisze...

Anonimie, dzięki za uznanie. Ale możesz dać jakieś namiary na siebie.

Lucjan Sroczynski pisze...

wydaje mi sie ze prawo autorskie jest calkiem powazne, nie winienes sie Grzegorzu odnosic do niego tak emocjonalnie ;), nie istnieje przymus korzystania z utworow ktorych autora nie da sie okreslic, wydaje mi sie ze w wiekszosci przypadkow jest to jednak mozliwe. Mozna zglaszac wszelkie pomysly ale beda one mialy rozna wartosc praktyczna. Utwor to nie jest to samo co informacja, ktora sama w sobie nie jest chroniona prawem autorskim. Ciesze sie ze ktos wreszcie docenil ze szerzymy (jedyne)sluszne idee.

GDS pisze...

Nie bardzo zrozumiałem, jak definiujesz informację, ponieważ zarówno utwór muzyczny, książka itp. to jak najbardziej informacje. Niestety, ale Wasz "(jedynie) słuszny pogląd" zupełnie nie przystaje do świata globalnej sieci informacyjnej, możliwości komputerów i kreatywności użytkowników. A jeśli nawet moja wypowiedź była emocjonalna, to jednak przedstawiłem konkretne argumenty, an które nie do końca zechciałeś odpowiedzieć.

A co do korzystania z utworów bez wyraźnie określonego autora- gdyby prawo autorskie nie obowiązywało automatycznie po stworzeniu dzieła, tai utwór należałby do domeny publicznej- jako niezarejestrowany w urzędzie i swobodnie możnaby korzystać z takich informacji.

Prawo autorskie może być poważne, jeżeli rzeczywiście chroni przez jakiś czas twórcę, ale nie jest poważne, jeśli chroni wielkie molochy i nie pozwala wielu ludziom na korzystanie z kultury. Niestety, ale 70 lat ochrony praw autorskich po śmierci autora nie jest ochroną jego praw i jemu już do niczego się nie przyda, bo nie ma go na tym świecie.

Julian M. Skelnik pisze...

Cieszę się, że w końcu wywiązała się na stronie jakaś dyskusja.
Pozwolę sobie odpowiedzieć na posty Grzegorza. Dla większej czytelności pozwolę sobie wklejać cytaty z Twojej wypowiedzi, a pod nimi umieszczać odpowiedzi.

"uważam, że określanie "niepoważnym" zamiarów szwedzkich piratów, powiązanych z Partią Piratów, jest nie na miejscu."

Określenie zamiarów szwedskich piratów mianem niepoważnych nie jest emocjonalnym podejściem do sprawy. W końcu mój udział w kawałku tortu zwanym prawem autorskim jest tak śladowy, że śmiało można powiedzieć iż staję w obronie innych. Moim zdaniem nie jest poważnym negowanie prawa własności. To, że przedmiotem prawa własności jest rzecz niematerialna nie powoduje jeszcze, że można negować prawo własności na takich rzeczach.

"Moim zdaniem w dobie nowych mediów funkcjonujące prawo autorskie jest właśnie niepoważne, bo zupełnie nieprzystaje do kultury remiksu."

"Kultura remiksu" jest tylko znikomym wycinkiem życia społecznego. Kształtowanie stosunków społecznych na podstawie potrzeb "kultury remiksu" było by grubym błędem. Dlaczego autor książki ma być pozbawiony prawa autorskiego? Czy tylko dlatego, że to nie przystaje do "kultury remiksu"?

"Pamiętajcie, że dzisiaj prawo autorskie to zupełnie co innego niż w okresie, gdy trzeba było rejestrować utwory, które miały być chronione prawem autorskim i okres ten wynosił (nie pamiętam dobrze) około 12 lat od momentu rejestracji, a nie jak obecnie 70 czy 75 od momentu śmierci autora."

Z tego co zrozumiałem sam godzisz się na prawa autorskie, ale w innym kształcie. Oczywiście dyskutowanie i modyfikowanie zakresu ochrony autora ma sens i jest potrzebne. Natomiast negowanie czyjegoś autorstwa jest niepoważne i nonsensowne. Pamiętajmy, że nie wszystko sprowadza się do autorskich praw majątkowych. Są także autoskie prawa osobiste. Domagając się likwidacji praw autoskich w całości, znieśli byśmy także prawo do uznania autorstwa.

"Poza tym automatyczna ochrona utworów jest też bezsensowna, ponieważ uniemożliwia to korzystanie z utworów, co do których nie można określić autora (po wykorzystaniu takiego utworu po kilku latach może pojawić się autor i zażądać ogromnej sumy)."

W tej kwesti zupełnie zgadzam się z Lucjanem. W większości przypadków można określić autora. Autorzy sami dbają o to, by utwory opatrzone były ich nazwiskiem, czy psełdonimem artystycznym. Zawsze można poszukać drogi kontaktu z autorem przez wydawcę. Jeśli się chce, to sposobów jest wiele. Niestety wymaga to zaangażowanie. Bardzo ważna jest także dalsza część wypowiedzi Lucjana. Nikt nie karze korzystać z cudzej twórczości.

"Poza tym uważam, że jeśli można zgłaszać pomysły w stylu "prawo autorskie do końca świata", albo "jeden dzień krócej niż do konca świata", można również zgłaszać infoanarchistyczne pomysły rezygnacji z prawa autorskiego w rodzaju "informacja chce być wolna"."

Oczywiście że można. Można też mianować konia senatorem. Jednak wszystkie te pomysły są niepoważne.

"Nie bardzo zrozumiałem, jak definiujesz informację, ponieważ zarówno utwór muzyczny, książka itp. to jak najbardziej informacje."

Książka zawiera informacje, ale jest czymś więcej. Jeśli chcesz wiedzieć na czym polega różnica, to odsyłam do art.1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

"Niestety, ale Wasz "(jedynie) słuszny pogląd" zupełnie nie przystaje do świata globalnej sieci informacyjnej, możliwości komputerów i kreatywności użytkowników."

Tak samo jak zabezpieczenia banków internetowych. To jednak nie powód by uznać łamanie zabezpieczeń bankowych za legalne. Prawo nie powinno sankcjonować to co możliwe, ale tworzyć podstawę dla realizacji tego co dobre i słuszne. Kradzież jest możliwa, ale nie jest ani dobra, ani słuszna.

"A co do korzystania z utworów bez wyraźnie określonego autora- gdyby prawo autorskie nie obowiązywało automatycznie po stworzeniu dzieła, tai utwór należałby do domeny publicznej- jako niezarejestrowany w urzędzie i swobodnie możnaby korzystać z takich informacji."

Bodaj jeden z gorszych pomysłów jakie słyszałem. Dlaczego ludzie wszędzie chcą mieć miliony urzedników i mnożyć biurokrację? Kto miał by płacić za tych ludzi, budynki, infrastrukturę? Jak chciał byś ogarnąć miliardy powstających i rejestrowanych utowrów? Napisz proszę jak chciał byś to wogóle zrobić i kto miał by za to zapłacić. Czy właścicieli szklanek też należy rejestrować? Włosy dęba stają! Jak mnie się nazywa totalitarystą, to czym jest ten pomysł?

"Prawo autorskie może być poważne, jeżeli rzeczywiście chroni przez jakiś czas twórcę, ale nie jest poważne, jeśli chroni wielkie molochy i nie pozwala wielu ludziom na korzystanie z kultury."

Ależ prawo autorskie chorni "przez jakiś czas" twórcę. Obecnie ten "jakiś czas" zrównany jest z długością jego życia. Autorskie prawa osobiste są niezbywalne. Chronią więc ZAWSZE TYLKO twórcę. Nikogo więcej. Tak więc prawo autorskie jest poważne, tylko trzeba je zgłębić i zrozumieć.
Natomiast jeśli chodzi o chronienie wielkich molochów, to także się z Tobą nie zgodzę. Jeśli ktoś kupił od autora prawa majątkowe to są one jego własnością i nie można go ich pozbawić. Zmienianie prawa po to by pozbawić własności tych, którzy mają jej dużo już przerabialiśmy. Skoro ktoś zainwestował i zapłacił autorowi, a autor przystał na cenę to nikt tu nie ma nic do gadania. Nawet jeśli ktoś kupi autorskie prawa majątkowe tylko po to by nigdy dzieła nie upublicznić, to się mówi trudno. Wiele cennych obrazów i innych dzieł sztuki znajduje się w kolekcjach prywatnych i nie zobaczy światła dziennego. Nikt jednak nie myśli o tym by pozbawiać prawa własności osób, które je posiadają. Autorskie prawa majątkowe to własność. A własności nie można zabierać tylko dlatego że samemu chce się jej bardziej. Chyba, że w socjaliźmie realnym...

"Niestety, ale 70 lat ochrony praw autorskich po śmierci autora nie jest ochroną jego praw i jemu już do niczego się nie przyda, bo nie ma go na tym świecie."

Po śmierci nadal chronione są autorskie prawa osobiste. Natomiast tak długi okres ochrony autorskich praw majątkowych został ustanowiony po to, by dać możliwość czerpania korzyści majątkowych spadkobiercom autora. Taki był zamysł i oczywiście można z nim dyskutować. Być może nie ma to znaczenia dla twórcy po śmierci, ale nie jest wykluczone że przed śmiercią chciał by zabezpieczyć byt swojej rodzinie.
-
Na posty anonimów nie odpowiadam.

Lucjan Sroczynski pisze...

Utwór to nie to samo co informacja, utwór posiada tzw znamię twórczości, sama informacja nie jest twórcza i nie jest chroniona. Można do woli korzystać z pomysłów z innych utworów, utwory zawierają jakieś informacje. Nie mamy tutaj wśród autorów ów bloga wspólnych poglądów dotyczących prawa autorskiego, osobiście uważam nawet, że nie ma jednego słusznego poglądu, jest dla mnie tajemnicą skąd wywodzą sie komentarze że szerzymy totalitaryzm, nie wiem również skąd pomysł że pogląd który wyznajemy "zupełnie nie przystaje do świata globalnej sieci informacyjnej, możliwości komputerów i kreatywności użytkowników." Z moimi poglądami tutaj sie nie uzewnętrzniałem do tej pory. Uważam że autor ma prawo wyboru - czy chce aby jego utwór był chroniony mocno, czy użyć jednej z licencji CC. Jeśli społeczność internetowa będzie respektować wolę autora to powinna wzrosnąć popularność licencji CC i problem winnien sam sie rozwiązać.
Co do emocjonalności Twej wypowiedzi - to była parafraza tego co napisałeś wcześniej.
Pozdrawiam serdecznie

Agnieszka Konopa pisze...

Zgodzę się z poglądami zapisanymi powyżej: sens istnienia prawa autorskiego i praw pokrewnych jest dla mnie zrozumiały, jasny i całkiem racjonalny. Prawo to zostało wypracowane przez lata (jak nie wieki) i jest w jego istnieniu sens, któremu nie tak wielu będzie chciało zaprzeczyć. To nie zmienia faktu, że tak jak zmienia się świat, forma stosunków społecznych, ekonomia i polityka, tak prawo powinno stopniowo przybierać formy odpowiadające realiom. To nie znaczy że zmiany mają być nagłe, nieprzemyślane, (nasze ulubione słowo:) emocjonalne, ale na pewno oczy ustawodawców i stosujących prawo powinny być szeroko otwarte. Przy właściwym wyważeniu zachowawczości i wizjonerstwa w naszym działaniu jesteśmy w stanie osiągnąć jak najlepsze wyniki, tak dla indywidualnych osób, jak i społeczenstwa. Przejaw naiwnego optymizmu? Nie sądze...

Anonimowy pisze...

Jestem "kaczor" aktualnie zajmuję się tworzeniem PP w Polsce: www.partiapiratow.org.pl

Julian M. Skelnik pisze...

Drogi Kaczorze, rozumiem że byłeś autorem pierwszego postu imputującego mi/nam totalitaryzm.
Problem nie polega na tym, że zwolennicy utrzymania autorskiego są totalitarystami. Problem w tym, że Ty nie rozumiesz na czym ono polega.
Wolność kończy się tam, gdzie zaczynają się prawa innych. Skoro ktoś jest właścicielem krzesła, słuchawki, telewizora, czy autorskiego prawa majątkowego; to nie można mu go zabrać dlatego że chce się z niego skorzystać. Nawet jeśli bardzo mocno tego pragniesz to nie możesz, bo zrobił byś mu krzywdę. Jeśli ktoś zapłacił pieniążki za telefon komórkowy, latarkę, lub autorskie prawa majątkowe to nie można mu żadnej z tych rzeczy zabrać. Tak nie wolno, bo to nie jest słuszne. Nie wiem jak prościej Ci to wytłumaczyć, ale mam nadzieję że już zrozumiałeś.
Niestety nie rozumiesz też czym jest totalitaryzm. Polega on na całkowitym podporządkowaniu obywateli państwu. My nie jesteśmy państwem, a jedynie grupką pasjonatów. Nie każemy nikomu myśleć tak samo jak my, bo tak jak zaznaczyła już Agnieszka, sami różnimy się w naszych poglądach. Nikt nie chcę wpędzić Cię do lochów za to, że nie rozumiesz czym są prawa autorskie. Zwróć uwagę, że w kolejnych postach staramy się wytłumaczyć na czym polegają nasze opinie.

Błażej Kaczorowski pisze...

może z tym totalitaryzmem to przegiąłem oki

ale dzięki temu ten skostniały blog się rozruszał :)

Co do praw artystów do zarabiania na tym co stworzą to wszyscy się zgadzamy :) Tylko, że trzeba jasno powiedzieć, ze to co się dzieje w łańcuszku "artysta -> zarządca prawa autorskich -> dystrybutor -> odbiorca" są o dwa element za dużo :) zwłaszcza gdy pojawiły się technologie takie jak P2P.

Mówienie o wszystkim oprócz kupowania CDków w sklepie i odtwarzana i ich na systemie Windows Vista (ew. XP) (z powodu DRM) jako o piractwie wywołuje we mnie smutek.

A najgorsze jest to, że artysta który ma umowę z ZAiKSem nie może po prostu sprzedawać swojej muzyki na swojej stronie domowej (gdyż ZAiKS nadużywa pozycji monopolisty by zmusić artystę do podpisania złej umowy) UOKiK dowalił ZAiKSowi za to karę nawet (http://83.238.108.19/index.php?id=p_news&obid=2707&lang=0)
A koncerny wymagają takie umowy aby CDek znalazł się w Empiku i poleciał w Radiu.
(tym trzeba się zająć na pierwszym miejscu - nie wiem jak? obywatelski projekt ustawy, ze wsparciem artystów?)

No i zostały jeszcze "złote blachy" czyli jak ZAiKS i ZPAV finansowo motywuje Policję aby łapać małych "terrorystów".

ale się rozpisałem ...

Lucjan Sroczynski pisze...

o ukaraniu ZAiKSu pisalem w poscie 2 XII 2006. Dążenie do wprowadzania nowych modeli biznesowych np. sprzedaż muzyki za pośrednictwem stron artystów uważam za idee godną poparcia. Jak widzisz prawo nie zawsze popiera molochy.

Julian M. Skelnik pisze...

"Co do praw artystów do zarabiania na tym co stworzą to wszyscy się zgadzamy :)"
Dlaczego artysta ma zarabiać, a inny twórca już nie? Jeśli Partia Piratów zlikwiduje patenty, a ja wymyślę przy porannej kawie perpetum mobile, to jak mógł bym na nim zarobić? Być może godzisz się na to by twórca zarabiał, ale Twoje propozycje faktycznie pozbawiają go możliwości zarabiania. Pozatym odnoszę wrażenie, że godzisz się by twórca zarabiał byle nie Twoim kosztem. Partia Piratów proponuje by koszt przenieść na państwo. Oczywiście naiwnie myślicie, że pieniądze w budżecie się rodzą same. Niestety tak nie jest.

Nie ma czegoś takiego jak łańcuszek artysta-zarządca praw autorskich-dystrybutor-odbiorca. Dystrybutor dostaje towar od wydawcy, a nie od ZAiKSu. Nie walcz z czymś, czego nie ma! Każdy twórca może sprzedać swoje dzieło samodzielnie. Wielu twórców tak robi. Jeśli natomiast twórca ocenia, że bez promocji jego dziełem nikt by się nie zainteresował to zawiera umowę z wydawcą. Skoro twórca ma prawo zarabiać na swoim utworze, tak jak to popierasz, to ma też prawo zarabiać w sposób jaki sam wybierze. Jeśli nie ma czasu, ochoty, lub umiejętności może powierzyć wydanie utworu specjaliście, może powierzyć mu tylko dystrybucję, a może powierzyć mu także zarząd swoimi prawami. Przecież nie każdy twórca jest specjalistą od wszystkiego. Dlaczego skazujesz go na dodatkowe trudności i zabraniasz korzystać z pośrednictwa w kontakcie z obiorcą jego utworu? Z drugiej strony nikt nie zmusza twórcy do korzystania z ZAiKSu, wydawnictw publikujących książki, czy sieci multipleksów.
Koncerny zapewne wymagają takiej umowy od tych, których twórczość jest ekonomicznie bezwartościowa bez inwestowania w promocję - o ile to wogóle prawda. Na ostatnim spotkaniu koła mec. Lewandowski z ZAiKSu (cóż za zbieg okoliczności) mówił że duże zespoły z powodzeniem dyktują warunki firmom fonograficznym.

GDS pisze...

Pozwolę sobie odpowiedzieć na komentarz Juliana do mojego komentarza. Jednocześnie mam ndzieję, że nie odbieramy tej dyskusji jako kłótni i oszczędzimy sobie złośliwych uwag, samych emocji oszczędzać nie trzeba :).

Julian: „Określenie zamiarów szwedskich piratów mianem niepoważnych nie jest emocjonalnym podejściem do sprawy. W końcu mój udział w kawałku tortu zwanym prawem autorskim jest tak śladowy, że śmiało można powiedzieć iż staję w obronie innych. Moim zdaniem nie jest poważnym negowanie prawa własności. To, że przedmiotem prawa własności jest rzecz niematerialna nie powoduje jeszcze, że można negować prawo własności na takich rzeczach”.

Wydaje mi się, że nie powinniśmy pomysłów i wytworów niematerialnych traktować na równi z wytworami materialnymi. Wykorzystanie fragmentu utworu albo idei nie jest równoznaczne z kradzieżą stołu czy pieniędzy. W miejscu zetknięcia idei powstaje często nowa wartość. Tak jak przy zapalaniu jednej świecy od innej- pierwsza nie gaśnie, a druga się zapala. A dlaczego uważam, że prawo autorskie nie powinno trwać do końca świata? Wyobraź sobie, co by było, gdyby linie melodyczne, które Chopim chciał wykorzystać w swoich utworach, były chronione prawami autorskimi? Przecież melodie ludowe wplecione przez Chopina do utworów zostały przez kogoś wymyślone, jakim prawem mógł je wykorzystać? A co z baśniami Braci Grimm? Myślisz, że wymyślili zupełnie sami? A gdyby początkowe pomysły były chronione prawem autorskim? Dzisiaj wykorzystanie wizerunku Myszki Mickey dla zabawy, z wykorzystaniem własnej fabuły określa się jako kradzież. W momencie radykalnego ograniczania dostępu do idei i wytworów niematerialnych ograniczamy możliwości rozwoju kultury. Zwróć uwagę jak rozwinęła się Wikipedia i GNU/ Linux, właśnie dlatego, że każdy z milionów autorów zdecydował się podzielić swoją twórczością z innymi i zgodzić na wykorzystanie jego pomysłów. Dlatego jestem zdania, że musi istnieć coś w rodzaju kulturowych dóbr wspólnych, co jeszcze nie oznacza, że domagam się rezygnacji z prawa do uznania autorstwa i zupełnego zniesienia autorskich praw majątkowych- okres ich ochrony jest w tej chwili za długi.

Julian: „"Kultura remiksu" jest tylko znikomym wycinkiem życia społecznego. Kształtowanie stosunków społecznych na podstawie potrzeb "kultury remiksu" było by grubym błędem. Dlaczego autor książki ma być pozbawiony prawa autorskiego? Czy tylko dlatego, że to nie przystaje do "kultury remiksu"?”

Jeśli czytałeś uważnie moją wypowiedź, wiesz, że nie pisałem o konieczności rezygnacji z prawa autorskiego. Przyznałem jedynie, że poglądy infoanarchistów są tak samo poważne jak poglądy osób żądających praw autorskich na zawsze. Zwróć jednak uwagę, że dzisiaj w dobie cyfrowych technologii skopiowanie czegokolwiek nie wiąże się praktycznie z żadnymi kosztami, nie oznacza również tego samego, co zabranie nielegalnie książki z księgarni bez uiszczenia opłaty. Zatem mówienie o kradzieży jest rodzajem manipulacji i grubym naciągnięciem. Przydałby się inny termin.


Julian: „Z tego co zrozumiałem sam godzisz się na prawa autorskie, ale w innym kształcie. Oczywiście dyskutowanie i modyfikowanie zakresu ochrony autora ma sens i jest potrzebne. Natomiast negowanie czyjegoś autorstwa jest niepoważne i nonsensowne. Pamiętajmy, że nie wszystko sprowadza się do autorskich praw majątkowych. Są także autoskie prawa osobiste. Domagając się likwidacji praw autoskich w całości, znieśli byśmy także prawo do uznania autorstwa”.

Absolutnie nie neguję prawa do uznania autorstwa. Nie neguję również zupełnie prawa autorskiego, chociaż marzy mi się idealny świat, w którym autorzy nie muszą chronić swoich utworów prawem autorskim, bo nie zależy im na zarabianiu pieniędzy na swoich utworach i nie mają nic przeciwko temu, by je swobodnie wykorzystywać na dowolne sposoby (taka sytuacja miała miejsce zanim pojawiło się pismo- wiedza funkcjonowała wówczas jako dobro wspólne, a autorstwo nie miało znaczenia. Podobnym dobrem wspólnym jest dzisiaj język- z ograniczonej liczby symboli możemy wciąż konstruować nowe komunikaty). Nie zgadzam się jednak na to, by prawo autorskie, które początkowo chroniło interesy autora przez określony czas, dzisiaj jest wydłużane, choćby przez lobbing dużych koncernów. Jeden z przykładów- ostatnie wydłużenie okresu ochrony prawa autorskiego w USA było spowodowane silnym lobbingiem Disneya, bo kończył się okres ochrony w stosunku do pierwszych produkcji z Myszką Mickey.

Julian: „W tej kwesti zupełnie zgadzam się z Lucjanem. W większości przypadków można określić autora. Autorzy sami dbają o to, by utwory opatrzone były ich nazwiskiem, czy psełdonimem artystycznym. Zawsze można poszukać drogi kontaktu z autorem przez wydawcę. Jeśli się chce, to sposobów jest wiele. Niestety wymaga to zaangażowanie. Bardzo ważna jest także dalsza część wypowiedzi Lucjana. Nikt nie karze korzystać z cudzej twórczości”.

Tylko co oznacza „większość przypadków”- może to oznaczać np 98% utworów albo jeszcze inną liczbę, ale ten mały wycinek nieoznaczonych utworów może oznaczać miliony dzieł. I tutaj wolałbym, aby funkcjonowała rejestracja utworów- jak jeszcze sto lat temu (jeśli się nie mylę), moglibyśmy wówczas sprawdzić, czy dany utwór jest zarejestrowany, jeśli nie, swobodnie go wykorzystywać, bo to oznaczałoby, że autorowi nie zależy na ochronie praw do utworu. Założenie, że na pewno chcę chronić prawa do rysunku wykonanego na chusteczce, którą pozostawiam w parku jest wg mnie błędne.

Julian: „Oczywiście że można. Można też mianować konia senatorem. Jednak wszystkie te pomysły są niepoważne".

Cóż. Nie zauważyłem, bym pisał, że domagam się rezygnacji z praw autorskich. Dla mnie infoanarchizm jest skrajną odpowiedzią na radykalne dążenia zwolenników prawa autorskiego, patentowego itp. (Wy to nazywacie „prawem własności intelektualnej” i dla Was jest zrozumiałe, że chodzi o kilka „rodzajów” prawa, natomiast potocznie jest to postrzegane jako spójny system regulacji, co oczywiście ma na celu zrównanie w społecznym odbiorze prawa własności rzeczy materialnych z „prawem własności intelektualnej”). Być może pomysły infoanarchistyczne są bezsensowne, ale prowokują do dyskusji na temat m. in. prawa autorskiego.

Julian: „Książka zawiera informacje, ale jest czymś więcej. Jeśli chcesz wiedzieć na czym polega różnica, to odsyłam do art.1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych”.

Rozumiem, że w ustawie jest to zdefiniowane. Jednak wcześniej nie odwołałeś się do ustawy, pisząc o informacji, ja zaś odwoływałem się do swojego zawodowego doświadczenia osoby, która na co dzień zajmuje się mediami. Dlatego dla mnie zarówno książka jak i utwór muzyczny są rodzajem informacji, chociaż prawnicy odwołujący się do ustawy mogą rozumieć inaczej.

Julian: „Tak samo jak zabezpieczenia banków internetowych. To jednak nie powód by uznać łamanie zabezpieczeń bankowych za legalne. Prawo nie powinno sankcjonować to co możliwe, ale tworzyć podstawę dla realizacji tego co dobre i słuszne. Kradzież jest możliwa, ale nie jest ani dobra, ani słuszna”.

Mówisz o prawie idealnym- niestety, faktycznie prawo nie zawsze chroni to co dobre i słuszne, poza tym definicje dobroci i słuszności są z reguły różne. Ale nie w tym rzecz. Jeśli uważasz, że prawo jest rodzajem nadrzędnej instancji (wybacz, że nie operuje prawniczym językiem, ale mam nadzieję, że się rozumiemy), która reguluje różnorodne aspekty życia, funkcjonowania w społeczeństwie, korzystania z dóbr itp., to jeśli jeszcze dodasz do tego prawo państw do samostanowienia- a nie wszystkie państwa muszą się zgodzić na międzynarodowe umowy- to po ustanowieniu w Sealandii prawa, które znosi prawa autorskie nie powinieneś mieć żadnych pretensji do Sealandii.

Julian: „Bodaj jeden z gorszych pomysłów jakie słyszałem. Dlaczego ludzie wszędzie chcą mieć miliony urzedników i mnożyć biurokrację? Kto miał by płacić za tych ludzi, budynki, infrastrukturę? Jak chciał byś ogarnąć miliardy powstających i rejestrowanych utowrów? Napisz proszę jak chciał byś to wogóle zrobić i kto miał by za to zapłacić. Czy właścicieli szklanek też należy rejestrować? Włosy dęba stają! Jak mnie się nazywa totalitarystą, to czym jest ten pomysł?”

Zapewne wiesz, że prawo autorskie tak właśnie kiedyś funkcjonowało. Ci, którzy chcą chronić swoje utwory składają wniosek w urzędzie, dokonują opłaty, tak jak ma to miejsce w przypadku patentów. Czy rejestrację patentów też uznajesz za coś w rodzaju rejestracji szklanek?

Julian: „Ależ prawo autorskie chorni "przez jakiś czas" twórcę. Obecnie ten "jakiś czas" zrównany jest z długością jego życia. Autorskie prawa osobiste są niezbywalne. Chronią więc ZAWSZE TYLKO twórcę. Nikogo więcej. Tak więc prawo autorskie jest poważne, tylko trzeba je zgłębić i zrozumieć.
Natomiast jeśli chodzi o chronienie wielkich molochów, to także się z Tobą nie zgodzę. Jeśli ktoś kupił od autora prawa majątkowe to są one jego własnością i nie można go ich pozbawić. Zmienianie prawa po to by pozbawić własności tych, którzy mają jej dużo już przerabialiśmy. Skoro ktoś zainwestował i zapłacił autorowi, a autor przystał na cenę to nikt tu nie ma nic do gadania. Nawet jeśli ktoś kupi autorskie prawa majątkowe tylko po to by nigdy dzieła nie upublicznić, to się mówi trudno. Wiele cennych obrazów i innych dzieł sztuki znajduje się w kolekcjach prywatnych i nie zobaczy światła dziennego. Nikt jednak nie myśli o tym by pozbawiać prawa własności osób, które je posiadają. Autorskie prawa majątkowe to własność. A własności nie można zabierać tylko dlatego że samemu chce się jej bardziej. Chyba, że w socjaliźmie realnym...”


Znowu odwołam się do społecznego interesu- jeśli wielkie firmy mają pieniądze na odkupowanie praw majątkowych do utworów od artystów, mogą później sprzedawać te utwory dużo drożej niż pierwotny artysta, będą również starać się wydłużać okres ochrony ich praw majątkowych do utworu, czego przykłady już mamy i silny lobbing tego typu funkcjonuje. W ten sposób możliwość dostępu szerszej grupy ludzi do danego utworu (nie chodzi mi wcale o mp3, ale np. literaturę, publikacje naukowe itp.) może być utrudniona. Dlatego jestem zdania, z czym się zgadzać nie musisz i raczej nikt tego nie weźmie pod uwagę, by utwory odsprzedane firmom/ korporacjom były chronione dużo krócej (chodzi mi o prawa majątkowe). Co do porównania do dzieł sztuki- moim zdaniem niewłaściwe, ponieważ w świecie globalnej sieci informacyjnej i możliwości komputerów, można bez problemu, bez ponoszenia kosztów i strat wykonać idealne kopie utworów. Nikt nie chce zatem niczego autorom zabrać, jak w przypadku ukradzionych obrazów.


Julian: „Po śmierci nadal chronione są autorskie prawa osobiste. Natomiast tak długi okres ochrony autorskich praw majątkowych został ustanowiony po to, by dać możliwość czerpania korzyści majątkowych spadkobiercom autora. Taki był zamysł i oczywiście można z nim dyskutować. Być może nie ma to znaczenia dla twórcy po śmierci, ale nie jest wykluczone że przed śmiercią chciał by zabezpieczyć byt swojej rodzinie”.

Problem jednak w tym, że od około stu lat (mogę się mylić) co jakiś czas okres ochrony praw majątkowych po śmierci autora jest przedłużany. Zdaje mi się, że chyba Lessig pisze o tym, że prawo własności intelektualnej nie jest prawem naturalnym i to na dobrą sprawę dobra wola państwa, że chce przez jakiś czas chronić autora. Moim zdaniem, jeśli żyjemy w społeczeństwie, które dzisiaj aspiruje do społeczeństwa wiedzy (czy też informacyjnego), powinniśmy zadbać o to, by ludzie mieli równy dostęp do wiedzy (i informacji). Zatem nie jest w naszym społecznym interesie ochrona autorskich praw majątkowych do końca świata. I zaledwie kilku czy kilkunastoletni okres ochrony w początkach funkcjonowania prawa autorskiego był rodzajem kompromisu- autor był chroniony i wiedział, że ma ileś lat wyłączności na publikację, ale po tym okresie musiał się liczyć z tym, że inni wydawcy mogą publikować jego utwór. Chroniło to przed powstawaniem monopoli i zwiększało dostępność do utworów nie tylko ilościową, ale również często cenową- konkurencyjni wydawcy sprzedawali taniej.

Julian M. Skelnik pisze...

"Wydaje mi się, że nie powinniśmy pomysłów i wytworów niematerialnych traktować na równi z wytworami materialnymi. Wykorzystanie fragmentu utworu albo idei nie jest równoznaczne z kradzieżą stołu czy pieniędzy. W miejscu zetknięcia idei powstaje często nowa wartość. Tak jak przy zapalaniu jednej świecy od innej- pierwsza nie gaśnie, a druga się zapala."

Prawa autorskie to tylko przykład wytworów niematerialnych. Zapis elektroniczny na koncie? Ubezpieczenie? Czy w tych przypadkach też tak łatwo szafował byś możliwością korzystania przez osoby trzecie z Twoich dóbr niematerialnych? Jeśli natomiast chodzi o przykład ze świecą to jest on po pierwsze błędny, a po drugie niczego nie dowodzi. Przecież wartość ognia też się obniża jeśli pali się nie jedna, a tysiąc świec. Wyjaśnij więc co chciałeś nim osiągnąć?

"A dlaczego uważam, że prawo autorskie nie powinno trwać do końca świata?"

Przecież się z Tobą zgodziłem w tej kwesti i uznałem ten pomysł za niepoważny. Po cóż mi go więc wyjaśniasz?

"Przecież melodie ludowe wplecione przez Chopina do utworów zostały przez kogoś wymyślone, jakim prawem mógł je wykorzystać?"

To chyba dość oczywiste. Pierwsza ustawa o prawach autorskich została opublikowana w okresie międzywojennym. Dziś możesz śmiało korzystać z melodi ludowych, ponieważ nie podlegają już ochronie. Nie stwarzaj więc sztucznych problemów.

"Dzisiaj wykorzystanie wizerunku Myszki Mickey dla zabawy, z wykorzystaniem własnej fabuły określa się jako kradzież."

Nikt nie zmusza Cię do tworzenia opowieści o Myszce Mickey. Zawsze moższ ułożyć opowieść o Myszce Zosi. Sęk w tym, że zdajesz sobie sprawę iż wtedy Twoja opowieść będzie mniej atrakcyjna. Skoro jej atrakcyjność wynika z tego, że ktoś wykreował postać Myszki Mickey inwestując w to niemałe pieniądze, to powstaje pytanie dlaczego Ty miał byś z tego korzystać za darmo.

"W momencie radykalnego ograniczania dostępu do idei i wytworów niematerialnych ograniczamy możliwości rozwoju kultury."

To już jest kłamstwo. Dostęp do idei i wytworów niematerialnych jest dziś znacznie lepszy niż kiedykolwiek w histori.

"Zwróć uwagę jak rozwinęła się Wikipedia i GNU/ Linux, właśnie dlatego, że każdy z milionów autorów zdecydował się podzielić swoją twórczością z innymi i zgodzić na wykorzystanie jego pomysłów."

Każdy z tych autorów zdecydował się to zrobić dobrowolnie. Dlaczego chcesz zmuszać do tego pozostałych? Jeśli ktoś chce udostępniać za darmo, to przecież ma ku temu możliwości w świetle ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Problem w tym, że większość nie chce udostępniać swojej Twórczości na proponowanych przez Ciebie zasadach, a Ty mimo to chcesz ich do tego zmusić.

"Przyznałem jedynie, że poglądy infoanarchistów są tak samo poważne jak poglądy osób żądających praw autorskich na zawsze."

A powinno być - tak samo niepoważne.

"Zwróć jednak uwagę, że dzisiaj w dobie cyfrowych technologii skopiowanie czegokolwiek nie wiąże się praktycznie z żadnymi kosztami, nie oznacza również tego samego, co zabranie nielegalnie książki z księgarni bez uiszczenia opłaty. Zatem mówienie o kradzieży jest rodzajem manipulacji i grubym naciągnięciem."

To jest właśnie manipulacja, którą stosuje się na ludziach nie rozumiejących mechanizmów rynkowych. Zwiększona podaż obniża popyt. Widzę, że też dałeś się złapać w tą płapkę. Polecam wyjaśnienie w poście z 15 stycznia

Na stronie Parti Piratów pojawił się manifest zawarty w pytaniu:

„Czy jeśli nie stać by mnie było na kupno płyty CD a pobrałbym ją z internetu to czy naruszam prawo do zysku producenta lub artysty? Przecież i tak bym jej nie kupił z uwagi na stan materialny przy czym art. 73 konstytucji gwarantuje mi wolny dostęp do dóbr kultury?”

Prosilibyśmy o ostateczny dowód na nie prawdziwość tego wywodu.



Nieprawdziwość tego wywodu dowieść oczywiście można. Przykład będzie zapewne najprostszy w zrozumieniu. Autor wydaje ekskluzywnie 100 płyt. Ze względu na ograniczoną podaż cena jest wysoka. Jeśli natomiast będzie można płytę pobrać za darmo w internecie wbrew woli autora, to nie osiągnie on rządanej sumy. Uwypuklony tutaj mechanizm działa jako schemat ogólny. Zwiększona podaż powoduje zmniejszenie popytu. To natomiast skutkuje mniejszym wpływem dla autora. Pamiętajmy bowiem, że nie ma on kontroli nad udostępnioną w internecie kopią swojego utworu.

Smutne jest jednostronne patrzenie na prawa autorskie przez pryzmat własnego nosa. Prawa autorskie dotyczą przecież:
1. Nie tylko autorów utworów muzycznych i słowno-muzycznych
2. Nie tylko aspektów materialnych.

To że zainteresowania osób chcących zarejestrować Partię Piratów ogniskują się wokół muzyki i pobierania jej za darmo nie pozwala na przymykanie oczu na resztę swer, które prawo autorskie bezpośrednio dotyka. Jeśli więc osoba której nie stać na kupno płyty CD pobierze ją z internetu to nie narusza tylko prawo autora do zysku z twórczości. Może on w takim przypadku naruszać także innego jego prawa. To jednak już Parti Piratów nie interesuje. Zagadnieniu autorskich praw osobistych nie poświęcają oni wogóle uwagi.

Znaczące jest też określenie tego co PP rozumie przez "nie stać". W większości przypadków chodzi bardziej o "wolałem ponieść mniejszy koszt". Skoro kupujemy komputer i płacimy za dostęp do internetu, to dokonujemy pewnego wyboru ekonomicznego. Zamiast komputera i dostępu do internetu można kupić płytę CD i posłuchać jej w odtwarzaczu CD. Skoro ktoś woli zakup czego innego to dokonał wyboru i nie może powoływać się na to, że nie było go stać.

"Nie neguję również zupełnie prawa autorskiego, chociaż marzy mi się idealny świat, w którym autorzy nie muszą chronić swoich utworów prawem autorskim, bo nie zależy im na zarabianiu pieniędzy na swoich utworach i nie mają nic przeciwko temu, by je swobodnie wykorzystywać na dowolne sposoby (taka sytuacja miała miejsce zanim pojawiło się pismo- wiedza funkcjonowała wówczas jako dobro wspólne, a autorstwo nie miało znaczenia. Podobnym dobrem wspólnym jest dzisiaj język- z ograniczonej liczby symboli możemy wciąż konstruować nowe komunikaty)."

A z czego mieli by żyć pisarze? Tego typu komunistyczne banały niestety są nic nie warte w zderzeniu z rzeczywistością. Zaskakujące że nie rozumiesz tego iż nie można dziś kształtować stosunków społecznych jak w okresie kiedy nie znano pisma. Świat poszedł do przodu.

"Nie zgadzam się jednak na to, by prawo autorskie, które początkowo chroniło interesy autora przez określony czas, dzisiaj jest wydłużane, choćby przez lobbing dużych koncernów."

Czy z tego względu potrzebna jest odrazu zmanipulowana wypowiedź sugerująca, że dzieje się tak w ochronie interesów dużych koncernów. (Jakże zgrabnie. Już nie wystarczy zwykłych koncernów. To muszą być już duże koncerny. Może dopisz odrazu duże, złe i krwiożercze?) Dzieje się tak w interesie spadkobierców twórcy. Jeśli jednak twórca, lub jego spadkobierca sprzedał autorskie prawa majątkowe wielkiem koncernowi, lub małej firmie rodzinnej, to miał do tego prawo. Zrozum, że autor czasem woli sprzedać swoje autorskie prawa majątkowe i otrzymać cały zysk z góry, niż męczyć się z nimi przez długi czas. Dlaczego chcesz go pozbawić takiej możliwości? W końcu mamy swobodę umów.

"Rozumiem, że w ustawie jest to zdefiniowane. Jednak wcześniej nie odwołałeś się do ustawy, pisząc o informacji, ja zaś odwoływałem się do swojego zawodowego doświadczenia osoby, która na co dzień zajmuje się mediami."

No cóż, skoro zawodowo nie natrafiłeś jeszcze na tą ustawę, to cieszę się że mogłem podpowiedzieć coś ciekawego. Z pewnością ustawa przyda się jeszcze nie raz.

"Mówisz o prawie idealnym- niestety, faktycznie prawo nie zawsze chroni to co dobre i słuszne"

Ale zgodisz się, ze mną że prawo nie powinno sankcjonować czegoś tylko dlatego że to możliwe? To że prawo nie przystaje do technicznych możliwości kopiowania utworów nie oznacza że można te utwory dowolnie kopiować.

"po ustanowieniu w Sealandii prawa, które znosi prawa autorskie nie powinieneś mieć żadnych pretensji do Sealandii"

Tyle tylko że jest to pomysł najwyżej na komiks. W świetle prawa międzynarodowego Sealandia nie jest państwem. Gdybym chciał w moim mieszkaniu proklamować republikę Juliana, to miał bym większe szanse na uznanie mnie za państwo, bo miał bym przynajmniej ludność. Sealandia z różnych względów nie jest też uznana przez żadne inne państwo.

"Zapewne wiesz, że prawo autorskie tak właśnie kiedyś funkcjonowało."

Tyle że 100 lat temu i doświadczenie pokazało że trzeba z pomysłu zrezygnować. Skoro więc zrezygnowano ze złego pomysłu, to dlaczego Ty chcesz do niego wracać?

"Ci, którzy chcą chronić swoje utwory składają wniosek w urzędzie, dokonują opłaty, tak jak ma to miejsce w przypadku patentów. Czy rejestrację patentów też uznajesz za coś w rodzaju rejestracji szklanek?"

Czym innym jest patent, a czym innym rysunek, lub artykuł. Mam nadzieję, że nie chciałeś porównać liczby patentów do liczby powstających utworów muzycznych? Skoro rejestracja patentu jest tak czasochłonna, to pomyśl jak długo czekało by się na rejestrację utworu muzycznego. Jak można by było wogóle publikować artykuły, lub felietony? Wszystkie były by dawno zdezaktualizowane. Nadal czekam na sensowy opis mechanizmu. Stwierdzenie że by się rejestrowało i płaciło nic nie wnosi. Pomysł ten jest nie do obronienia.

"Znowu odwołam się do społecznego interesu- jeśli wielkie firmy mają pieniądze na odkupowanie praw majątkowych do utworów od artystów, mogą później sprzedawać te utwory dużo drożej niż pierwotny artysta"

I między innymi dlatego artysta powierza sprzedaż swoich utworów specjaliście. Co w tym dziwnego, że ktoś chce maksymalizować zysk ze swojej pracy. Czy może ma być Twoim zdaniem jak za komuny, że ceny będą sprawiedliwe społecznie? (a po czasie dobry "towar-utwór" będzie można kupić tylko spod lady)

"będą również starać się wydłużać okres ochrony ich praw majątkowych do utworu, czego przykłady już mamy i silny lobbing tego typu funkcjonuje"

I co w tym złego, że walczą o swój interes? Ty dążysz do skrócenia, a oni do wydłużenia. Ja wolał bym skrócić. Uznaję jednak prawo innych do walki o wydłużenie.

"W ten sposób możliwość dostępu szerszej grupy ludzi do danego utworu (nie chodzi mi wcale o mp3, ale np. literaturę, publikacje naukowe itp.) może być utrudniona."

Interesuję się historią wojskowości i pisuję regularnie do jednego z miesięczników artykuły na ten temat. Z tego względu bardzo często korzystam z publikacji wydanych w okresie międzywojennym i wcześniej. Do części z nich autorskie prawa majątkowe wygasły. Wierz mi, że z punktu widzenia praktycznego i dostępności książki nie ma żadnej różnicy między książką wydaną w podobnym czasie objętą i nieobjętą autorską ochroną majątkową. Dostęp do prac niechronionych wcale nie jest większy. W bibliotekach nie można kserować ani jednych, ani drugich - ze względu na wytrzymałość papieru, a nie prawa autorskie. Tak więc argument jest nietrafny.

"Dlatego jestem zdania, z czym się zgadzać nie musisz i raczej nikt tego nie weźmie pod uwagę, by utwory odsprzedane firmom/ korporacjom były chronione dużo krócej (chodzi mi o prawa majątkowe)."

Co za wstrętna dyskryminacja! Niepojęte, żeby pracownik naukowy głosił takie rzeczy! Ile książek dziś wydaje się samodzielnie, a ile przez wydawców? Co jeśli ktoś odsprzeda autorskie prawa majątkowe tylko na kilka lat? Co jeśli autor ma wydawnictwo? Co jeśli ktoś prowadzi jednoosobową firmę?

"Co do porównania do dzieł sztuki- moim zdaniem niewłaściwe, ponieważ w świecie globalnej sieci informacyjnej i możliwości komputerów, można bez problemu, bez ponoszenia kosztów i strat wykonać idealne kopie utworów."

Na poziomie analizy obrazu jaką przeprowadzam ja, czy Ty można wykonać idealną kopię. Dla historyka sztuki w większości będzie to za mało. Po drugie obrazy niszczą się od naświetlania. Zgodnie z Twoją propozycją można by latać po muzeum i z bliska walić fleszem niemal bez przerwy.

"Problem jednak w tym, że od około stu lat (mogę się mylić) co jakiś czas okres ochrony praw majątkowych po śmierci autora jest przedłużany."

Długość życia też się wydłuża.

"I zaledwie kilku czy kilkunastoletni okres ochrony w początkach funkcjonowania prawa autorskiego był rodzajem kompromisu- autor był chroniony i wiedział, że ma ileś lat wyłączności na publikację, ale po tym okresie musiał się liczyć z tym, że inni wydawcy mogą publikować jego utwór."

Teraz to już nie rozumiem o co Ci chodzi. Skoro po kilkunastu latach wydawcy będą mogli drukować autora bez wynagrodzenia, to znaczy że zarobią na tym tylko wydawcy, a nie autor. Przecież to stoi w sprzeczności z Twoją walką z firmami i korporacjami.

"Chroniło to przed powstawaniem monopoli i zwiększało dostępność do utworów nie tylko ilościową, ale również często cenową- konkurencyjni wydawcy sprzedawali taniej."

Wypadało by dodać - a wszystko to działo się kosztem autora. Dziwne, że teraz dostrzegasz wpływ podaży na popyt, a wcześniej go nie widziałeś.

GDS pisze...

Odpowiem na Twój komentarz jak znajdę chwilę. Wkleiłeś tam jednak fragmenty niezwiązane z moimi wypowiedziami- a z Partią Piratów i żądasz wyjaśnienia fragmentu tekstu autorstwa chyba niejakiego Kaczora, nie bardzo rozumiem czemu. Nie jestem w żadne sposób związany z PP. Poza tym zarzucanie mi komunizmu... Chwilowo zacytuję tylko jednego z hakerów, który założył jedną z pierwszych firm zajmującą się wsparciem technicznym dla wolnego oprogramowania. W odpowiedzi na zarzut, że wolne oprogramowanie to komunizm powiedział: "Karol Marx nie wynalazł pomagania sąsiadowi". Zatem określanie mianem komunizmu wszelkiej działalności prospołecznej jest błędem.

Julian M. Skelnik pisze...

"Zwróć jednak uwagę, że dzisiaj w dobie cyfrowych technologii skopiowanie czegokolwiek nie wiąże się praktycznie z żadnymi kosztami, nie oznacza również tego samego, co zabranie nielegalnie książki z księgarni bez uiszczenia opłaty. Zatem mówienie o kradzieży jest rodzajem manipulacji i grubym naciągnięciem."

To jest właśnie manipulacja, którą stosuje się na ludziach nie rozumiejących mechanizmów rynkowych. Zwiększona podaż obniża popyt. Widzę, że też dałeś się złapać w tą płapkę. Polecam wyjaśnienie w poście z 15 stycznia

----
Dalsza część to właśnie ten post z 15 stycznia. Wyjaśnia on dlaczego kopiowanie utworów jest kradzieżą. Zdaje mi się, że poprostu nie rozumiesz tego mechanizmu. Dlatego chciałem go wyjaśnić. Wkleiłem cały post, razem z wypowiedzią Kaczora, by nie stracić na czytelności. Nigdzie nie chciałem byś mi wyjaśniał tą wypowiedź, bo sam ją skomentowałem.

============
"Poza tym zarzucanie mi komunizmu... Chwilowo zacytuję tylko jednego z hakerów, który założył jedną z pierwszych firm zajmującą się wsparciem technicznym dla wolnego oprogramowania. W odpowiedzi na zarzut, że wolne oprogramowanie to komunizm powiedział: "Karol Marx nie wynalazł pomagania sąsiadowi". Zatem określanie mianem komunizmu wszelkiej działalności prospołecznej jest błędem."

Nie napisałem, że wolne oprogramowanie jest komunizmem. Więc to wyjaśnienie jest nieadekwatne.

Napisałem że Twoje stwierdzenie:
"marzy mi się idealny świat, w którym autorzy nie muszą chronić swoich utworów prawem autorskim, bo nie zależy im na zarabianiu pieniędzy na swoich utworach i nie mają nic przeciwko temu, by je swobodnie wykorzystywać na dowolne sposoby" jest komunistycznym banałem. Czyż nie jest?

Uważam też że przedstawiasz socjalistyczny tok myślenia, kiedy piszesz że "wielkie firmy mają pieniądze na odkupowanie praw majątkowych do utworów od artystów, mogą później sprzedawać te utwory dużo drożej niż pierwotny artysta"
Czy może się mylę?

Julian M. Skelnik pisze...

Oczywiście ja też bym chciał żeby ludzie pracowali dla przyjemności i pomimo to mieli zapewniony byt, ale nie oszukujmy się - to jest nierealne.

Lucjan Sroczynski pisze...

O tym że sąsiad lepiej pomoże sąsiadowi (np bo zna lepiej jego potrzeby) niż państwo mówi doktryna liberalna. Wydaje mi sie że nie każde działanie tych 'krwiożerczych' korporacji jest najbardziej zbawienne na rozwój kultury, ale nie dajmy sie zwariować. Bardzo dobrze że są alternatywny 'niekorporacyjne' - wolne oprogramowanie - bo jest większa konkurencja. Marzenia o światach idealnych bywają piękne niestety często brak im praktycznej doniosłości.

Unknown pisze...

wlaczam sie do tej dyskusji moze po czasie i musze przyznac, ze nie starczylo mi czasu, by przez nia przebrnac w calosci... chcialbym wiec sie odniesc tylko do poczatkowych uwag juliana i lucjana odnosnie okreslania autora utworow. dziwie sie, ze nie slyszeliscie nigdy o problemie 'utworow osieroconych' - o skali problemu niech swiadczy fakt, ze zajal sie nim jako istotnymamm amerykanski Copyright Office.
Nie jest bowiem tak jak pisze Julian, ze "W większości przypadków można określić autora". Brak obowiazku rejestracji praw do utworow powoduje, ze nie wiadomo np. czy wlascicielem praw jest podany autor (do ktorego naleza pr.aut. osobiste), czy tez zostaly one komus przekazane. W przypadku smierci autora, nie wiadomo kto je odziedziczył, itp. Mozna oczywiscie pisac, ze jak sie chce, to nic trudnego - trudniej, znajdujac sie w sytuacji TVP, znalezc srodki na skontaktowanie sie z potencjalnymi wlascicielami praw do utworow z przepastnego archiwum filmowego. 5zl za polecony znaczek, mnozone przez tysiace pozycji, szybko staje sie suma niebagatelna.

Zainteresowala mnie tez wypowiedz Agnieszki: "Prawo to zostało wypracowane przez lata (jak nie wieki) i jest w jego istnieniu sens, któremu nie tak wielu będzie chciało zaprzeczyć".

Po pierwsze, obecne trendy zmiany pr.aut. dotycza ostatnich kilkudziesieciu lat i nie ma sensu argumentowanie dlugoscia wypracowywania pr.aut. skoro np. w USA w XIX wieku wypracowano takie pr.aut., ze nie obowiazywalo ono zadnej tworczosci zagranicznej - jak powiedzielibysmy dzisiaj, mozna je bylo dowolnie "piracic" w majestacie prawa. Po drugie, sens rysujacych sie obecnie trendow maksymalizacji ochrony pr.aut. jest akurat podwazany przez wielu, zarowno autorytety naukowe jak i cale Panstwa (na forum WIPO).

Julian M. Skelnik pisze...

Tarkowski,

"Nie jest bowiem tak jak pisze Julian, ze "W większości przypadków można określić autora"."

W większości przypadków nie oznacza, że we wszystkich przypadkach. Jeśli nawet nie masz na utworze oznaczonego właściciela autorskich praw majątkowych, to zawsze możesz uzyskać informację na ten temat od autora, lub wydawcy.
Nie orientuję się jak dokładnie kształtuje się sytuacja TVP, ale wydaje mi sie że jest ono jako właścicielem autorskich praw majątkowych (jako producent), albo płaci ZAIKS. W ten sposób nie musi szukać autora każdego nagrania. Tak więc podany przez Ciebie problem chyba nie istnieje.

Wydaje mi się też, że nie zrozumiałeś tego co napisała Agnieszka: "Prawo to zostało wypracowane przez lata (jak nie wieki) i jest w jego istnieniu sens, któremu nie tak wielu będzie chciało zaprzeczyć".

Zdanie to twierdzi (tak jak je rozumiem) że prawa autorskie mają sens i wywodzą się ze zwyczaju. Nie są więc jakimś chwilowym kaprysem ustawodawcy. Prawa autorskie to co innego niż autorskie prawa majątkowe. Może istnieć prawo autorskie z bardzo ograniczonymi autorskimi prawami majątkowymi, ale to nadal będzie prawo autorskie. Ty odnosisz się do trendów w autorskim prawie majątkowym, a więc piszesz na inny temat. Czy zaprzeczysz, że jest sens w tym by uznawać autorstwo utworu? Jeśli nie, to tylko potwierdzisz tezę Agnieszki.

Unknown pisze...

julian,

jesli chodzi o utwory osierocone, to TVP na pewno ma problem, ale widze, ze niepewnosc interpretuje na swoja korzysc, stwierdzajac "chyba nie". Proponuje tez przemyslec praktyczne koszty realizacji teoretycznie prostego manewru skontaktowania sie z autorem - przykladowo, czy masz pomysl jak ustalic, kto jest wlascicielem praw autorskich do ksiazki Zofii Charszewskiej "Franek, jego pies i spółka" (z 1947 roku)? Sprobuj to ustalic, z prawnicza, 100% pewnoscia, a potem zabierz sie za kolejny malo znany tytul z lat 40 lub 30ych i tak dalej, az zaakceptujesz, ze problem istnieje. US Copyright OFFice juz to zrobil (http://www.copyright.gov/orphan/)

proponuje tez, by nie uzywal wobec dowolnej krytki obecnego systemu pr.aut. argumentu, nt. slusznosci autorskich praw osobowych. naprawde trudno jest znalezc krytykow tej idei poza najbardziej zagorzalymi copyfighterami ze stanow wykarmionych na idei public domain. nie pisze na inny temat, tylko nie chce mi sie w kolko dodawac "majatkowych" bo nie jestem prawnikiem. zreszta Twoj styl dyskutowania na pewno pomaga Ci wprawic sie w prowadzeniu w przyszlosci zawilych walk slownych na sali sadowej, ale to nie jest debata oksfordzka, i wolalbym posluchac twoich argumentow, a nie wykretow.
co do slow Agnieszki, prawa autorskie nie wywodza sie "ze zwyczaju". najdluzej obowiazujacy system praw autorskich ma okolo 300 lat, tymczasem inne modele zarzadzania wspolnymi dobrami kulturowymi, np. te oparte na plagiacie, zapozyczeniu i braku poszanowania dla tworczosci jako 'indywidualnej wlasnosci' licza sobie dobre kilka tysięcy lat więcej - prawa autorskie to nie zwyczaj tylko pewna konstrukcja prawna, stosowana do tego na przestrzeni wiekow w bardzo roznych celach. zwyczaj, na ktorym opiera sie dzisiejszy trend maksymalizacji pr.aut. liczy gora lat 100.

ps. odeslalbym Cie, tak jak Ty mnie, do szeregu waznych nazwisk, ale... otworzyl mi sie wlasnie Bachelard, ide czytac.

Julian M. Skelnik pisze...

Tarkowski,

Nie tyle interpretuję wątpliwość na swoją korzyść, co pytam by wyjaśnić czy aby nie zapomniałeś o jakimś rozwiązaniu.
No i okazuje się, że słusznie pytałem. Jeśli sięgniesz do ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych w art.70 zobaczysz że się mylisz. W stosunku do prdukowanych przez siebie programów TVP ma prawo domniemywać że przysługuje mu możliwość pełnej eksploatacji. Ewentualne tantiemy płaci przez np. ZAiKS - tak jak napisałem. Problemu więc nie ma.

Na podstawie art.8 i 41 tej samej ustawy istnieje domniemanie, że autorskie prawa majątkowe do "Franka, jego psa i spółki" należą do spadkobierców Zofii Charszewskiej.

Oczywiście, że faktyczny problem z ustaleniem właściciela autorskich praw majątkowych istnieje. Jednak nie sądzę by był to problem odbiorcy utworu. Przecież mogę czytać "Franka, jego psa i spółkę" z 1947 roku nie mając pojęcia kto dziś jest właścicielem autorskich praw majątkowych do tego utworu. Jeśli natomiast chciałbym wznowić tą książkę, to miałbym w tym interes ekonomiczny i nie widzę nic złego w tym że musiałbym wydać 10, 50, a może i 100 zł. na znalezienie obecnego właściciela autorskich praw majątkowych. Zresztą nie może to być ani trudne, ani nieopłacalne skoro "Franka..." wydano przynajmniej dwa razy po śmierci Z. Charszewskiej. Proponuję więc nie tworzyć problemów tam, gdzie ich nie ma.

W sprawie pochodzenia praw autorskich od panujących powszechnie zwyczajów myślisz się srodze. Już w kulturach antycznych artyści byli wynagradzani za swoje dzieła i już wtedy uznanie autorstwa było istotne. A więc znany był zwyczaj poszanowania zarówno autorskich praw majątkowych, jak i osobistych. Oczywiście że w innym kształcie, bo po pierwsze był zwyczajem, a po drugie każde prawo ewoluuje - ale był.

Na koniec kilka uwag technicznych.
1. Skąd miałem wiedzieć, że pisząc jedno masz na myśli coś zupełnie innego. Chyba nie możesz mieć o to do mnie pretensji.
2. W dalszej dyskusji uznaję, że pisząc o prawach autorskich masz na myśli autorskie prawa majątkowe.
3. Dyskusja na poziomie "Ja to argumenty, Ty to wykręty" przyznam że średnio mi się podoba.

Unknown pisze...

julian, nie rozumiem, czemu upierasz sie, ze problem utworow osieroconych nie istnieje. proponuje przyjac, ze zyjemy w dwoch roznych swiatach. czy zajrzales do linku, ktory wkleilem?

nie jest tez istotny konkretny przyklad TVP - choc czemu w takim razie przedstawiciele tej firmy opowiadaja publicznie o trudnosciach z udostepnianiem utworow ze swoich archiwow np. online, gdyz nie maja umow na eksploatacje w internecie?

"Jeśli natomiast chciałbym wznowić tą książkę, to miałbym w tym interes ekonomiczny i nie widzę nic złego w tym że musiałbym wydać 10, 50, a może i 100 zł."

czy slyszales kiedys o bibliotekach cyfrowych? oraz o badaniach, ktore wskazuja, ze np. w Polsce w ostatniej dekadzie okolo 85% utworow nie mialo wznowienia - co oznacza, ze wkrotce po ich publikacji zanika jakikolwiek interes ekonomiczny? istnieja uzycia wymagajace zgody autora, ktore sluza nie indywidualnemu interesowi ekonomicznemu tylko dobru wspolnemu.

wynagradzanie za dzielo nie wymaga istnienia koncepcji praw autorskich!!! jesli uwazasz, ze tak jest, ze kazde wynagrodzenie tworcy oznacza poszanowanie praw autorskich, trudno, nie dogadamy sie. widze, ze dla Ciebie prawo naturalne ma ksztalt podobny do praw fizyki - dla mnie jest pewna konstrukcja stworzona przez ludzi, jak juz pisalem, na poczatku XVIII wieku. nie dogadamy sie.

Julian M. Skelnik pisze...

Tarkowski,

"julian, nie rozumiem, czemu upierasz sie, ze problem utworow osieroconych nie istnieje. proponuje przyjac, ze zyjemy w dwoch roznych swiatach. czy zajrzales do linku, ktory wkleilem? "

Przecież wyraźnie napisałem w poprzednim poście: "Oczywiście, że faktyczny problem z ustaleniem właściciela autorskich praw majątkowych istnieje."
Przychylam się pozatym do twierdzenia, że niemożność ustalenia właścicieli autorskich praw majątkowych do niewielkiej części utworu nie jest podstawą do likwidacji praw autorskich (choćby tylko majątkowych). Nie jest też dla mnie podstawą do stworzenia obowiązku rejestracji utworów jeśli chciało by się je poddać ochronie majątkowej.

TVP być może poprostu nie chce udostępniać tych filmów, co nie znaczy że nie może. Czytałem swego czasu o problemie stacji prywatnych z dostępem do archiwów TVP wogóle - nie mówiąc już o emisji jej programów archiwalnych.

"czy slyszales kiedys o bibliotekach cyfrowych? oraz o badaniach, ktore wskazuja, ze np. w Polsce w ostatniej dekadzie okolo 85% utworow nie mialo wznowienia - co oznacza, ze wkrotce po ich publikacji zanika jakikolwiek interes ekonomiczny?"

Słyszałem o bibliotekach cyfrowych i nawet korzystałem z nich. I co w związku z tym?
Wniosek jaki wyciągnąłeś z dalszej części zdania jest błędny. Interes ekonomiczny ma choćby wydawca, któremu w magazynach zalegają zbędne egzemplarze. Interes ekonomiczny ma artysta, który dostaje tantiemy. Oczywiście jeśli autor się zgodzi udostępnić swój utwór np. w bibliotece cyfrowej to świetnie. Sam część swoich tekstów umieszczam w internecie. Jestem zwolennikiem ułatwiania dostępu do utworów. Ale jestem też przeciwnikiem ZMUSZANIA do udostępniania na wolnych licencjach. Jeśli ktoś chcesz dobrowolnie, to ja mu przyklasnę. Ale w moim przekonaniu to powinien być wybór, a nie przymus.

"wynagradzanie za dzielo nie wymaga istnienia koncepcji praw autorskich!"

Nie można efektywnie i pewnie otrzymywać wynagrodzenia za utwór jeśli nie będzie się chronionym prawem autorskim. Nie bardzo rozumiem Twój upór. Przecież jeśli ktoś nie chce, to może w dowolnym momencie wyłączyć swoje autorskie prawa majątkowe. Zamiast walczyć o ich zniesienie powinno się działać na rzecz uświadomienia możliwości wyłączenia autorskich praw majątkowych przez licencje. Wtedy wilk byłby syty i owca cała.

Anonimowy pisze...

Julian, piszesz:
"Przychylam się pozatym do twierdzenia, że niemożność ustalenia właścicieli autorskich praw majątkowych do niewielkiej części utworu nie jest podstawą do likwidacji praw autorskich (choćby tylko majątkowych)."

rozumiem, ze chciales napisac "niewielkiej czesci utworow" - jesli tak, to sie mylisz, nie jest to problem marginalny. by nie pisac o TVP, o ktorej obaj zdajemy sie wiedziec nie dosc, oto aktualny tekst o problemach w BBC:

"The BBC now has the means and the opportunity to make its vast archives available over the Internet, but it faces a major problem: rights. [...] The rights for these old performances turned out to be "almost incomprehensibly complicated," according to one BBC official involved in the work. He was unable to find even a single performance that was wholly controlled by the BBC. In order to clear rights, every contract for every contributor on every show would have to be dug up and evaluated. In many cases, those performers would be entitled to more money."

jeśli chodzi o wynagrodzenie bez praw autorskich - jest to możliwe np. w systemie patronackim, w którym twórca jest finansowany z góry, a nie na podstawie wyników sprzedaży. istnieją też skuteczne reżimy łączące wynagrodzenie z dużo krótszym okresem ochrony - jak to ma miejsce w przypadku patentów.
Czy nie uwazasz zreszta za nieco dziwne, ze wnuk Jamesa Joyce'a zarabia na tantiemach od twórczości swojego dziadka - jakie jest logiczne tego uzsadanienie?

wreszcie nigdzie nie wspominalem o ZMUSZANIU do uzywania wolnych licencji - chcialbym podkreslic, ze Creative Commons, w ktore jestem zaangazowany, opiera sie na zasadzie pelnej dobrowolnosci udzialu. ale stworzenie takiego alternatywnego rezimu nie jest powodem by legitymowac istniejacy stan rzeczy - owca nie jest cala gdy wbrew faktom i zdrowemu rozsadkowi dziala system ustanowiony dla interesu niewielkiej grupki sposrod wszystkich posiadaczy praw autorskich. Interes ekonomiczny wydawcow i tworcow o ktorym piszesz? Wydawnictwa po trzech latach miela niesprzedane egzemplarze, a na tantiemach z utworow zarabia niewielka liczba tworcow. Sam zapewne jestes tworca - czy otrzymujesz jakies tantiemy z tytulu opublikowanych prac? wszyscy naukowcy publikujacy w Polsce, ktorych znam, robia to za darmo lub za jednorazowe sumy typu kilkaset złotych za artykuł - jaki jest sens zastrzegania dostępu do dzieł w tym wypadku?

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.