Coś na podsumowanie Starego Roku i z wizją na Nowy Rok. Artykuł o nowościach technicznych, wielkich wejściach i wielkich porażkach oraz tym co może nas czekać w 2007 roku: tutaj.
niedziela, grudnia 31, 2006
czwartek, grudnia 28, 2006
Ciekawą informację, podaną przez PAP, znaleźć można na stronach Wirtualnej Polski.
Warszawski sąd przyznał całość praw autorskich do książek Pawła Jasienicy jego córce, która teraz chce jak najszybszego wznowienia ich wydań. Syn drugiej żony pisarza - która donosiła na niego jako agentka SB - może na mocy decyzji sądu zachować księgozbiór po Jasienicy.
Spór o prawa autorskie po znanym autorze esejów historycznych uniemożliwiał od kilku lat wydawanie jego książek. Ewa Beynar- Czeczott nie chciała bowiem, by pieniądze za wznowienia trafiały do syna Neny O'Bretenny, która jako agentka "Ewa" szkodziła jej ojcu. Jeśli Marek O'Bretenny nie zaskarży czwartkowej decyzji sądu, wznowienia trafią wkrótce na rynek.
Córka Jasienicy chciała odebrania praw autorskich synowi drugiej żony ojca od czasu, gdy kilka lat temu z akt Instytutu Pamięci Narodowej dowiedziała się, że Nena O'Bretenny była agentką SB. Wcześniej jej syn Marek nie chciał oddać (po śmierci matki w 1997 r.) pozostałego po Jasienicy cennego księgozbioru.
Najpierw córka pisarza złożyła wniosek do sądu o odebranie praw spadkowych synowi agentki z powodu tego, że była ona "niegodna dziedziczenia, gdyż działała na szkodę męża". Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa uznał jednak, że roszczenie takie złożono zbyt późno po śmierci spadkodawcy (Jasienica zmarł w 1970 r.) i umorzył sprawę z powodu przedawnienia.
Potem Ewa Beynar-Czeczott wytoczyła sprawę o tzw. dział spadku. Była gotowa zrezygnować z księgozbioru po ojcu w zamian za rezygnację pasierba ojca z praw autorskich. Marek O'Bretenny nie zgadzał się na ugodowe załatwienie sprawy; mówił, że nie ma dowodów na to, iż jego matka była agentką, bo nie zachowała się jej teczka pracy.
W czwartek mokotowski sąd uznał, że całość praw autorskich należy się córce, co uzasadnił "względami moralnymi" oraz najbliższym stopniem pokrewieństwa ze spadkodawcą. Sędzia Barbara Boniecka mówiła w ustnym uzasadnianiu postanowienia, że chodzi m.in. o zapewnienie czytelnikom dostępu do książek Jasienicy.
Dodała, że jego pisarstwo było "nieprzeciętne", a on sam wykazał się w PRL odwagą cywilną, za co władze skazały go na "śmierć cywilną". Sędzia przypomniała też, że sprawę o odebranie praw spadkowych po agentce jako "niegodnej dziedziczenia", umorzono tylko z powodu przedawnienia.
Beynar-Czeczott powiedziała po decyzji sądu, że jest z niej zadowolona, i że ma nadzieję, choć "nie 100 proc. pewności", iż Marek O'Bretenny nie będzie się odwoływał (nie stawił się on w sądzie). Zapowiedziała, że będzie chciała jak najszybciej doprowadzić do wydania wszystkich książek ojca - umowy wydawnicze będzie chciała podpisać zaraz po uprawomocnieniu decyzji sądu. Pytana, czy nie żal jej księgozbioru ojca dodała, że wiele pozycji Marek O'Bretenny już wcześniej wyprzedał, więc "nie bardzo jest czego żałować".
Już wcześniej Beynar-Czeczott mówiła, że akta IPN nie pozostawiają wątpliwości co do roli Neny. Przyznawała zaś, że nie znalazła w aktach IPN informacji, by to SB "nakazała" jej wyjść za Jasienicę (była jego przyjaciółką, w końcu wyszła za niego za mąż w 1969 r., kilka miesięcy przed jego śmiercią). Była tak sprawną agentką, że gdy ojciec spotkał się np. o godz. 15 w domu z Wańkowiczem, to o 17 jej donos o tym lądował już na biurku oficera prowadzącego - mówiła Beynar-Czeczott.
Jasienica (właściwie Leon Lech Beynar), autor m.in. znanych esejów historycznych: "Polska Piastów", "Polska Jagiellonów" oraz "Rzeczpospolita Obojga Narodów", urodził się w 1909 r. w Symbirsku w Rosji. Skończył historię na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. W czasie II wojny światowej był oficerem Armii Krajowej, m.in. w kontynuującej walkę po 1945 r. 5. Wileńskiej Brygadzie AK, gdzie pełnił funkcję adiutanta "Łupaszki", słynnego dowódcy brygady. Ranny, opuścił brygadę. W 1948 r. aresztowany przez UB, wyszedł na wolność po interwencji szefa "Pax" Bolesława Piaseckiego, dzięki czemu uniknął losu większości kolegów z oddziału, skazanych na śmierć i zabitych.
W PRL był prześladowany za sprzeciwianie się cenzurze i aktywną działalność w opozycji. Poparł otwarcie protest młodzieży akademickiej w 1968 r., co doprowadziło do zakazu publikacji jego prac. Usunięto go też ze Związku Literatów Polskich. Szef PZPR Władysław Gomułka powiedział wtedy publicznie, że w latach 40. śledztwo przeciw Jasienicy zostało umorzone "z powodów, które są mu znane", co odebrano jako sugestię związków pisarza z UB. W tej atmosferze pisarz zmarł w 1970 r.
Wciąż nie jest ostatecznie zakończony spór o prawa autorskie do książek innego znanego wilnianina - Józefa Mackiewicza. W lipcu tego roku stołeczny sąd I instancji uznał, że należą się one wyłącznie Ninie Karsov-Szechter, właścicielce londyńskiego wydawnictwa. Żadnych praw do spuścizny nie ma natomiast córka pisarza Halina - uznał nieprawomocnie sąd. (reb)
niedziela, grudnia 24, 2006
Witryna internetowa http://polish.spampoison.com/ oferuje ciekawą usługę. Polega ona na unieszkodliwianiu spamerów za pomocą... spamu! Pytanie czy taka walka, obciążająca łącza ma sens.
W sprawie Świętego Mikołaja...
„Yes, Virginia, there is a Santa Claus”
W 1897 do redakcji the New York Sun przyszedł list 8-letniej Virginii O'Hanlon, w którym dziewczynka pytała, czy istnieje Święty Mikołaj. Jej znajomi zasiali w niej zwątpienie i ojciec poradził jej, by napisała do gazety – odpowiedź miała przestawić całą prawdę o Świętym. 21 września 1897 na łamach the Sun ukazał się artykuł pod tytułem „Yes, Virginia, there is a Santa Claus”. Francis P. Church, dziennikarz gazety, nie tylko zapewnił, że Święty Mikołaj istnieje, ale wplótł w odpowiedź kilka bardzo filozoficznych wątków. Artykuł do tej pory jest niezwykle często cytowany, jako ten który oddaje „ducha” świąt Bożego Narodzenia.
„Yes, Virginia, Santa Claus is trademarked”
W 2000 Stephen’owi Bottomley udało się zarejestrować w Amerykańskim Urzędzie Patentowym dwa znaki towarowe: ‘Santa Claus’ i ‘Father Christmas’. Bottomley jest brytyjskim przedsiębiorcą, partnerem w Santa Claus Incorporated, spółce oferującej różnorodną gamę usług związanych ze świętami Bożego Narodzenia, jak sklep on-line z ozdobami świątecznymi, możliwość zamówienia rozmowy telefonicznej ze świętym Mikołajem. Działalność spółki cieszy się olbrzymią popularnością,a z dochodami również nie może być gorzej. Wystarczy spojrzeć na listę zarejestrowanych znaków towrowych i domen internetowych - na stronie internetowej wymieniono chociażby: Santa Claus® i Father Christmas® (registered trademark in the USA, Class 35 retail Sales and Advertising on a global computer network (Internet), Santa Calls®, Cyber Santa®: registered trademark in the USA & European Community, SantaClaus.us, SantaClaus.kids.us, Santa-Claus.com, Santa.co.uk. W 2005 Santa Claus Inc. wystawiło na sprzedaż adres strony internetowej Christmas.co.uk za £100.000. Słowem można uznać, iż Bottomley’owi zarządzanie i obrót prawami własności intelektualnej nie jest obcy. Cały biznes Santa Claus inc. opiera się na wierze w starszego pana z siwą brodą, w bardzo obszernym czerwonym stroju (przy okazji: trwa spór skąd wziął się taki wizerunek świętego Mikołaja – wiele osób dyskutuje, czy to Coca-Cola wykreowała czerwonego Mikołaja, jednakże nikt już raczej nie zaprzeczy, że to dzięki jej reklamom stał się tak popularny). Warto jednak zauważyć, jak silny jest w tym przypadku rozdźwięk między wiarą a faktami, bowiem w celu rejestracji znaku towarowego Santa Claus Amerykański Urząd Patentowy został zmuszony do stwierdzenia, iż Święty Mikołaj nie istnieje! W przeciwnym wypadku rejestracja byłaby nie możliwa, ze względu na brak możliwości (co do zasady) rejestracji znaków towarowych, które składają się z czyjegoś imienia i nazwiska.
Zatem kto ma rację? Czy Francis P. Church – dziennikarz The New York Sun, czy też Amerykański Urząd Patentowy? Kto odpowie małej Virginii?
środa, grudnia 20, 2006
Własność intelektualna pod ochroną
W serwisie Nauka w Polsce znalazłem następującą wiadomość.
Medale Creativity Award przyznawane są przez Światową Organizację Własności Intelektualnej (WIPO). instytucjom zasłużonym dla promowania idei własności intelektualnej. W Polsce wręczono je po raz pierwszy, a otrzymały je cztery uczelnie, na których w latach 2003-2005 powstało najwięcej nagrodzonych przez Urząd Patentowy prac. Uroczystość odbyła się 18 grudnia w siedzibie Urzędu Patentowego RP w Warszawie.
Wśród laureatów medali Creativity Award znalazły się: Uniwersytet Warszawski, Katolicki Uniwersytet Lubelski, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie.
Wręczając nagrody, przedstawiciel WIPO Michał Svantner wyraził zadowolenie, że Polska, jeden z największych krajów poszerzonej Unii Europejskiej, tak aktywnie zaangażowała się w ochronę własności intelektualnej. Zachęcał też "liczne organizacje biznesowe i środowiska naukowe" do aktywnej współpracy z WIPO w dzedzinie ochrony włąsności intelektualnej”.
Nagrody dla najlepszych prac naukowych i plakatów z zakresu ochrony własności przemysłowej przyznał też prezes Urzędu Patentowego RP.
Za najlepszą pracę habilitacyjną uznano rozprawę dr Elżbiety Wojcieszko-Głuszko z UJ („Ochrona prawa know-how w prawie polskim na tle prawnoporównawczym”). W kategorii praca doktorska nagrodzono: dr. Jarosława Dudzika, dr. Mariusza Załuckiego oraz dr Edytę Całkę z UMCS, a w kategorii praca magisterska: Grzegorza Packa (UJ), Katarzynę Sarek (UW), Annę Anderko (UŚ), Klaudię Siwiec (UŚ), Aleksandrę Gorzkiewicz (UŁ), Tomasza Zimnego (UKSW), Ignacego Janasa (UW) oraz Paulinę Szewczyk (UJ). Nie przyznano nagrody w kategorii studenckiej. Do konkursu zgłoszono w sumie 21 prac.
Do konkursu na najlepszy plakat zgłoszono 402 prace, spośród których nagrodzono 21. Konkurs odbył się w trzech kategoriach: studenckiej, uczniowskiej i otwartej. Wśród laureatów znaleźli się m.in.: studenci Politechniki Warszawskiej, Politechniki Radomskiej, Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, Gdańsku, Wrocławiu, Krakowie i Poznaniu oraz uczniowie Zespołu Szkół Plastycznych w Gdyni, Gorzowie Wlkp. i Łodzi.
Światowa Organizacja Własności Intelektualnej (WIPO) została utworzona w Sztokholmie w 1967 r. Jej celem jest pogłębianie wiedzy na temat ochrony praw własności intelektualnej na arenie międzynarodowej, zapewnianie współpracy administracyjnej w zakresie egzekwowania praw autorskich, czuwanie nad przestrzeganiem umów międzynarodowych. Siedzibą WIPO jest Genewa.
PAP - Nauka w Polsce, Katarzyna Pawłowska
kol
niedziela, grudnia 17, 2006
(fanfary oraz oklaski)
zostałeś TY!!
W podsumowaniu czytamy: This is an opportunity to build a new kind of international understanding, not politician to politician, great man to great man, but citizen to citizen, person to person. It's a chance for people to look at a computer screen and really, genuinely wonder who's out there looking back at them. Go on. Tell us you're not just a little bit curious.
Być może za dużo tu socjologii jak na post na blogu prawniczym, ale to co się dzieje wokół nas maprzecież wpływ na kształt prawa... Zatem zagadnienie 'prawo i Internet' dobrze się miało w roku 2006 i czekamy co przyniesie 2007...
O Tytule Człowieka Roku 2006 Time'a, o wydarzeniach i zjawiskach, które wpłynęły na taką decyzję: Time - Cover Package: Person of the Year.
sobota, grudnia 16, 2006
Z przyjemnością ogłaszam powstanie:
BIBLIOTEKI
KOŁA NAUKOWEGO PRAWA WŁASNOŚCI INTELEKTUALNEJ UG
pod roboczą nazwą ‘OŚLE USZY’ ;)
Umożliwiamy łatwy i przyjemny dostęp do zbioru podstawowych pozycji książkowych związanych z prawem własności intelektualnej. W naszym księgozbiorze znajdują się już nowo zakupione książki, z których katalogiem można zapoznać się pisząc maila do autorki tego posta. Mam nadzieję, że Biblioteka okaże się bardzo przydatnym pośrednikiem w zdobywaniu wiedzy oraz wierzę również, iż uda nam się stopniowo powiększać jej zasoby...
zapraszam!
"Code v2.0" w formacie pdf można pobrać ze strony www.codev2.cc, a recenzję "Code v1" na http://papers.ssm.com. Polska wersja "Free Culture" jest dostępna m.in. na stronie niejakiego Marka F;)
Info o Lessigu na stronie internetowej www.lessig.org
piątek, grudnia 15, 2006
poniedziałek, grudnia 11, 2006
czyli
Co ty wiesz o SPAMowaniu ?
Rodzime pomysły
Jak na razie w Polsce nie ma jednej konkretnej instytucji odpowiedzialnej za walkę ze spamem i wyposażonej w szczególne narzędzia i kompetencje. Jednak rząd uważa, że ściganiem spamu powinna zająć się nowa komórka przy prezesie Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Rozważa się także możliwość nadania nowej komórce - nazwanej Inspekcją Telekomunikacyjną - prawa do własnego prowadzenia postępowań, przeprowadzania kontroli u podejrzanych o spam (z prawem wstępu do pomieszczeń, w tym mieszkań prywatnych) i nakładania kar.
Resort postuluje także, aby spam stał się czynem zagrożonym karą administracyjną (a nie wykroczeniem jak dziś). Wtedy zamiast sądzić spamerów, można by ich karać, np. mandatami (od 100 zł do 50 tys. zł). Co ważne dla branży internetowej - ministerstwo chce rozszerzyć definicję spamu i uznać za niego także np. okienka reklamowe wyskakujące na witrynach i portalach (tzw. pop-ups) oraz niechcianą korespondencję na komunikatorach, czatach i forach internetowych.
We Włoszech podobny system już funkcjonuje. Zgodnie z nowymi przepisami za zasypywanie nieznajomych niepożądanymi e - mailami grozi do 90 tysięcy euro grzywny i do trzech lat więzienia.
PolSpamowa wojna na dole
Wojnę spamowi wypowiedział także portal 02.pl, tworząc podobną konstrukcję anty-spamową, która od dłuższego czasu funkcjonuje już np. w portalu wp.pl. Ciekawe przedsięwzięcie jest realizowane pod szyldem "projekt PolSpam". Projekt polega na tworzeniu bazy danych osób uznanych przez administratorów Projektu PolSpam za spammerów a następnie na udostępnianiu tej bazy nieodpłatnie dostawcom usług pocztowych, którzy na jej podstawie blokują wiadomości poczty elektronicznej pochodzące z kont pocztowych, które znajdują się w bazie PolSpam. Nie wszyscy są jednak zdania, że taka działalność jest słuszna. Więcej informacji na stronie www.biznesnet.pl.
Światowe statystyki
Koniec poczty e-mail ?
Według The New York Times, spamu jest obecnie tak dużo, iż dostawcy Internetu jak AOL (America Online) i firmy prowadzące konta poczty elektronicznej zastanawiają się nad wprowadzeniem opłaty za wysyłanie e-maili, zwanej elektronicznym znaczkiem pocztowym. Opłata za jednego e-maila wynosiłaby 1/4 centa (w USA) lub pensa (w Wlk.Brytanii) albo 1 eurocenta (w strefie euro).Dziennik podał, że brak rozwiązań antyspamowych spowoduje, iż około 2012 roku poczta elektroniczna przestanie funkcjonować, ponieważ spam będzie stanowił 99,99 proc. przesyłanych nią treści. Obecnie spamer potrafi wysłać 2-3 mln e-maili spamowych dziennie.
Spam jednak skuteczny?
piątek, grudnia 08, 2006
We wtorek 6 grudnia sąd w Norwegii orzekł, że kluby ze striptizem nie musza płacić podatku VAT gdyż świadczone przez nie usługi są forma sztuki. Sprawa dotyczyła sieci klubów nocnych Blue Engel AS, która nie zgodziła się na doliczenie 25% podatku do ceny biletów. Mamy więc dobry temat na prace magisterską: „Czy striptiz spełnia warunki stawiane utworom?”, bo może wyrok w tej sprawie był jedynie próbą ucieczki przed nadmiernym fiskalizmem, a sąd (również przecież złożony z ludzi) opowiedział się po stronie konsumenta.
wtorek, grudnia 05, 2006
Zatem zapraszamy:
w piątek 8 grudnia 2006 r. na godzinę 15:00 w sali 1039 WPiA!!
...means the law, whether at the national, regional or international level, that deals with literary, artistic and scientific works, performances of performing artists, phonograms and broadcasts, inventions in all fields of human endeavor, scientific discoveries, industrial designs, trademarks, service marks, and commercial names and designations, protection against unfair competition, and other intellectual activity in the industrial, scientific, literary or artistic fields, as well as with other recognized subjects of intellectual property and related subjects
Przedstawiona powyzej definicja pochodzi ze Statutu International Association for the Advancement of Teaching and Research in Intellectual Property (ATRIP) - organizacji międzynarodowej, która zrzesza naukowców i prawników zajmujących sie problemami prawa własnosci intelektualnej, a której czlonkiem został opiekun naukowy naszego Koła - dr Maciej Barczewski. Serdecznie gratulujemy!
Wracając do zamieszczonej definicji - została ona skonstruowana na uzytek Statutu ATRIP, jednakże dotykamy tu bardzo ważkiego tematu jakim jest użycie i zakres terminu "własnosc intelektualna". W Internecie mozemy znalezc bardzo duzo materialow i jeszcze wiecej opinii na ten temat. Postanowilismy zatem i na naszym blogu stworzyc możliwosc do wypowiedzenia sie na ten temat. Opcja "dodaj komentarz" czeka!!
sobota, grudnia 02, 2006
Biuro prasowe Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta (UOKiK) poinformowało PAP o ukaraniu Stowarzyszenia ZAiKS karą 500 tyś zł za stosowanie "praktyk ograniczających konkurencję". Decyzja ta podjęta była już w lipcu 2004r, ale stowarzyszenie złożyło apelacje, którą oddalił Sąd Apelacyjny. Postępowanie przeciw stowarzyszeniu rozpoczęto na wniosek członków zespołu muzycznego "Brathanki", którzy zarzucili ZAiKS-owi stosowanie praktyk ograniczających konkurencję. Za takie uznali uzależnianie przyjęcia przez stowarzyszenie utworów pod ochronę od upoważnienia go do wyłącznego udzielania licencji na ich wykonania publiczne, nagrywanie, a także emisję w radiu lub telewizji. Twórcy oddający ZAiKS-owi swoje utwory pod ochronę zmuszeni są przekazać mu wyłączność udzielania licencji na zarządzanie prawami do ich wykonywania publicznego oraz nagrywania. Autor nie może zatem, bez pośrednictwa Stowarzyszenia, samodzielnie decydować np. o warunkach wykorzystania jego utworów w albumach z muzyką. Sąd Apelacyjny w uzasadnieniu uznał, że "praktyka stosowana przez ZAiKS wobec autorów oddziałuje negatywnie nie tylko na ich uprawnienia do swobodnego decydowania o tym, komu i na jakich zasadach powierzyć wykonywanie praw autorskich, ale także na konkurentów ZAiKS". Ponadto padło tam stwierdzenie że "nadużywanie przez ZAiKS pozycji dominującej na rynku skutkuje utrudnieniem rozwoju konkurencji między organizacjami zbiorowego zarządzania".
(za PAP)
Dzisiaj odbyło się zapowiadane spotkanie, na którym Piotr Wasilewski z Instytutu Prawa Własności Intelektualnej UJ zaprezentował nam licencje typu Open Content. Wykład był bardzo ciekawy i prezentował całe ujęcie od strony cywilistycznej, co pozwoliło na uniknięcie burzliwych dyskusji o samej idei. Nasz prelegent chętnie odpowiadał na pytania, które pojawiały się w trakcie prezentacji. Raz jeszcze dziękujemy Piotrowi za przyjęcie zaproszenia.
Poniżej prezentujemy kilka zdjęć ze spotkania. Gentelman z zasłoniętą twarzą, to gość wykładu który nie wyraził zgodę na upublicznianie jego wizerunku, której to prośbie czynimy zadość.
piątek, grudnia 01, 2006
Na stronach portalu Nauka w Polsce (link) pojawiła sie informacja o kolejnej inicjatywie stworzenia biblioteki internetowej. W przeciwieństwie do Projektu Gutenberg, tutaj zasada prowadzenia zbiorów jest prosta. W bibliotece znajdują się tylko te utwory do których autorskie prawa majątkowe wygasły. Zobaczymy jakie będzie powodzenie tego nowego medium.
Zbiory polskich uczelni w Światowej Bibliotece Cyfrowej
W piątek prof. Janusz Rachoń, rektor Politechniki Gdańskiej dokonał uroczystego skanu karty tytułowej dzieła "Architektura" Andrea Palladio (1508-1580), wydanego w Wenecji w roku 1642. Tym samym praca ta, będąca własnością uczelnianej biblioteki - podobnie jak z czasem kilkadziesiąt tysięcy innych starodruków, rękopisów i inkunabułów - trafi do Światowej Biblioteki Cyfrowej.
Koordynatorem realizowanego już od kilku lat międzynarodowego projektu budowy ŚBC jest amerykański Carnegie Mellon University, który zaprosił do niego także cztery inne polskie uczelnie - Politechnikę Śląską w Gliwicach, Politechnikę Wrocławską, Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie oraz Wyższą Szkołę Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
Ideą projektu jest stworzenie powszechnej biblioteki, oferującej dostęp on-line do zasobów wiedzy pisanej. Dotyczy to zarówno literatury pięknej, jak i nauk technicznych oraz biologiczno-chemicznych. Pierwszy etap wdrażania projektu zakłada zeskanowanie miliona książek i bezpłatne udostępnienie ich w Internecie. Baza, oprócz plików tekstowych, zawierać będzie także obrazy, rysunki, wykresy itp.
Zeskanowane książki można będzie czytać w formatach: TIFF, HTML, TXT. Indeksowanie w technologii OCR umożliwi przeszukiwanie tekstu według autora, tytułu, hasła przedmiotowego (do wyboru rozmaite dziedziny), roku wydania, języka dokumentu, oraz słów kluczowych.
W drugim, dziesięcioletnim etapie przewiduje się poszerzenie zasobów biblioteki do 10 milionów książek.
Projekt realizują najważniejsze amerykańskie biblioteki naukowe, takie jak: Library of Congress, University of Washington, University of Kalifornia Berkeley, Stanford University, University of Illinois, University of Chicago, Penn State University, University of Pittsburgh.
Do budowania światowych zasobów bibliotecznych przystąpiły też biblioteki z Chin (Chińska Akademia Nauk oraz biblioteki uniwersyteckie) oraz Indii (biblioteki podległe Ministerstwu Komunikacji i Technologii Informatycznych). Włączenie do projektu polskich zbiorów - w tym zwłaszcza z dziedziny nauk technicznych - to dowód uznania dla wartości dzieł zgromadzonych przez polskie uczelnie.
Politechnika Gdańska planuje w pierwszej kolejności wprowadzenie do światowych zasobów skanów najcenniejszych i najstarszych druków i rękopisów, a w dalszej - druków wydanych w latach 1801 - 1945, w tym również bezcennych, pod względem merytorycznym, zbiorów czasopism technicznych. Przewidujemy także - mówi kierująca Biblioteką Główną PG Bożena Hakuć - utworzenie regionalnego ośrodka digitalizacji, świadczącego usługi bibliotekom i instytucjom naukowym, a także muzeom i archiwom z Trójmiasta i Pomorza.
Realizację przedsięwzięcia umożliwi podarowany gdańskiej uczelni przez CMU specjalny skaner PS 7000. Jest to wysoce specjalistyczne urządzenie, w którym proces skanowania jednej strony formatu A4 trwa 4 sekundy. Dzięki temu emisja światła padającego na papier jest na tyle niewielka, że nie uszkadza go.
Skany po obróbce i kompresji zostaną umieszczone na stronie Wirtualnej Biblioteki Sieci Semantycznej (www.wbss.pg.gda.pl) oraz przesłane do Universal Digital Library Project. Po kolejnym przetworzeniu posłużą do tworzenia e-booków, czyli książek elektronicznych na płycie CD, wyposażonych w nawigacyjne menu i dodatkowe informacje (np. o autorze, dziele, jego wpływie na rozwój różnych dziedzin nauki etc).
Wytypowane przez Carnegie Mellon University do uczestnictwa w projekcie polskie biblioteki naukowe - dodaje Bożena Hakuć - mają w przyszłości spełniać rolę koordynatora całego przedsięwzięcia dla Europy Środkowej i Wschodniej.
PAP - Nauka w Polsce, Waldemar Pławski
czwartek, listopada 30, 2006
Pittsburgh Post Gazette poinformowała o wygranej małego wytwórcy zabawek dla psów z Las Vegas Haute Diggity Dog. Sprawa jest nie byłaby tak ciekawa, gdyby nie fakt, że przedsiębiorca z Vegas wygrał z gigantem LVMH Moet Hennessy Louis Vuitton. Spór dotyczył nazwy jednej z zabawek dla psów - Chewy Vuion. Paryski Louis Vuitton próbował powtrzymać przeciwnika przed, uznanym za naruszenie znaku towarowego, używaniem wymyślonego określenia. W przypadku Louisa Vuitton nie jest to nic nadzwyczajnego, jako że przedsiębiorca ten rozpoczał podobno około 18 tys. takich małych batalii w obronie swoich praw do znaków towarowych. W tym wypadku warto zwrócić uwagę na zastosowanie się do znowelizowanego U.S. Federal Trademark Dilution Act z października 2006 r., który generalnie miał dać większe możliwości ochrony znaków towarowych zagrożonych tzw. rozmyciem, obniżając wymagania udowodnienia rozmiaru wyrządzonej szkody. Jednakże sąd federalny w Virginii uznał, iż parodia nazwy giganta nie spowoduje mylenia przez konsumentów obu nazw, tym samym przychylając się do racj pozwanego. W cytowanym artykule można znaleźć kilka ciekawych spraw dotyczących problemu tzw. dilution. Oczywiście z przyjemnością czekam na rozwój wydarzań w przypadku innych nazw używanych przez Haute Diggity Dog, a mogą być równie ciekawe jak tu opisane... Co stanie się z: "Jimmy Chew," "Dog Perignon," "Chewnel .5", "Sniffany & Co."?
środa, listopada 29, 2006
Za seriwsem eBook.pl (link) warto przytoczyć informację o wyroku jaki wydał Niemiecki sąd na rzecz Google:
Google wygrywa bitwę w Niemczech
Niemiecki sąd uznał, że Google nie narusza niemieckiego prawa autorskiego, skanując książki i udostępniając ich fragmenty w swojej wyszukiwarce Google Books Search.
Google zostało pozwane przez niemieckiego wydawcę Wissenschaftliche Buchgesellschaft.
Decyzja niemieckiego sądu nie ma jednak wpływu na decyzje sądów w innych europejskich krajach gdzie toczą się podobne sprawy. We Francji, grupa wydawnicza Le Martiniere żąda od Google 128,000$ za każdy tytuł udostępniony w Google Books Serach. Biorąc pod uwagą klimat jaki panuje we Francji dookoła Google, wygranie tej sprawy może być przez Google o wiele trudniejsze.
Ostatnimi czasy na blogach internetowych możemy znaleźć liczne posty dotyczące nie tyle użycia licencji "open source", ale samego terminu. Wśród debatujących największe emocje budzi działalność Open Source Initiative (OSI). Od 1998 wspomniana organizacja non-profit stara się promować określoną definicję licencji open source, przyjmując, że musi spełniać ona podstawowe warunki, z którymi można się zapoznać zaglądając na stronę OSI. Dodatkowo, nie mogąc zarejetrować zwrotu "open source" jako znaku towarowego (ze względu na jego opisowość), OSI postanowiło stworzyć własny system certyfikacji. I na tym tle zawiązała się ciekawa dyskusja m.in. między Ross'em Mayfield'em (Socialtext) i David'em Berlind'em (ZDNet), którzy rozważają podstawy i zasadność funkcjonowania OSI na przykładzie produktów Socialtext oraz SugarCRM. Są to spółki, które mają na celu promowanie określonych produktów służących do rozwoju technik komunikacji z klientami, jak i wewnątrz zakładów pracy. Opierają one swoje działanie na licencjach, które określają jako "open source". Jednakże czy ich licencje open source są licencjami open source, a także czy są licencjami open source w rozumieniu OSI - o tym można przeczytać na cytowanych stronach...
Szperając na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości znalazłem materiały ze szkolenia przygotowanego dla sędziów i prokuratorów w zakresie europejskiej współpracy w ochronie praw własności intelektualnej.
Materiały znajdują się pod adresem
http://www.ms.gov.pl/ue_koop/materialy.shtml
Ich zakres obejmuje następujące problemy
1. Cywilne aspekty ochrony praw autorskich i praw pokrewnych
2. Cywilne i administracyjne aspekty ochrony praw własności przemysłowej
3. Karne aspekty ochrony praw własności intelektualnej
4. Studia porównawcze na temat zatrzymania na granicy (czasowe zabezpieczenie dowodów), współpraca ze służbami celnymi i innymi organami służby granicznej
5. Ochrona prawna dzieł obcego pochodzenia w Polsce
6. Wyczerpanie ochrony praw własności przemysłowej na podstawie polskich regulacji prawnych
7. Znaki towarowe i ich ochrona
8. Zabezpieczenie roszczeń i ochrona praw własności intelektualnej w zakresie programów komputerowych i elektronicznych baz danych, nowe pola eksploatacji (Internet, przekaz satelitarny, retransmisja kablowa) oraz zagadnienia związane z tematem
9. Relacje pomiędzy systemami ochrony praw własności intelektualnej (prawo europejskie, konwencje międzynarodowe)
Urząd Patentowy RP ogłasza IV edycję konkursu na plakat o tematyce związanej z ochroną własności przemysłowej. Prace można zgłaszać do 4 grudnia. Regulamin konkursu znajduje się na stronie Urzędu Patentowego (link). Przy okazji warto zobaczyć plakaty, które zwyciężyły w poprzednich edycjach (link).
Za serwisem http://www.naukawpolsce.pap.pl/
Czy można opatentować człowieka?
O tym, czy można opatentować ludzkie ciało lub jego fragmenty, a także czym jest patent, wynalazek i własność intelektualna, rozmawiano podczas rozpoczętej w czwartek 16 listopada dwudniowej konferencji "Własność przemysłowa w biotechnologii". Wzięli w niej udział naukowcy, prawnicy oraz przedstawiciele polskiego i duńskiego urzędu patentowego.
W ostatnich latach obserwujemy ogromny postęp nauk biotechnologicznych, co przenosi się na ilość powstających bioproduktów (biofarmaceutyków, testów genetycznych, biomateriałów, biożywności oraz biopaliw). Proces uzyskania patentu na produkt biotechnologiczny jest bardzo długotrwały, kosztowny i ryzykowny. Trwa ponad 10 lat, pochłania nawet do miliarda dolarów, a tylko jeden na 10 tys. powstałych produktów zostaje opatentowany i wprowadzony do produkcji.
W krajach Unii Europejskiej dopuszcza się jednak produkcję tzw. generyków, czyli ekwiwalentów oryginalnych lekarstw, o zbliżonym do nich składzie chemicznym. Generyki pozbawione są ochrony patentowej, a przez to znacznie tańsze.
Wraz z rozwojem współczesnej biotechnologii pojawił się problem etyki w prawie patentowym. Zgodnie z nim ochroną nie może być objęte rozwiązanie sprzeczne z obowiązującymi normami moralnymi i porządkiem publicznym.
Np. liczne produkty biotechnologiczne (np. chimeryczne myszy, modyfikowane roślin i syntetyczne hormonów ludzkie) nie są rejestrowane przez urzędy z powodu niedopuszczalnych prób zmonopolizowania materiału genetycznego, czy zagrożeń dla środowiska naturalnego i ewolucji oraz naruszanie godności istoty ludzkiej.
We wszystkich krajach Unii Europejskiej istnieje prawo zabraniające patentowania ciała ludzkiego, ale dopuszcza patentowanie jego fragmentów. Kilka lat temu opatentowano komórki wyizolowane z organizmów jednego z plemion zamieszkujących Papuę Nową Gwineę, które sprzyjały powstaniu rzadkiej choroby genetycznej. Przyczyniło się to do uzyskania wyłączności do badań nad tym zagadnieniem.
Rozwój biotechnologii w połączeniu z normami etycznymi doprowadził do powstania licznych prawno-patentowych konfliktów i nieścisłości, które na razie pozostają nie rozwiązane i leżą w gestii poszczególnych urzędów patentowych.
Centralnym organem udzielającym patentów oraz wszelkich praw ochronnych na wynalazki, wzory użytkowe i znaki towarowe w naszym kraju jest Urząd Patentowy Rzeczypospolitej Polskiej. Czas trwania patentu wynosi w naszym kraju 20 lat od daty zarejestrowania. Ochrona wynalazków leczniczych i produktów ochrony roślin może zostać przedłużona o kolejnych pięć lat ze względu na długi proces poprzedzający wprowadzenie wynalazku do użycia.
Jednak odsetek Polaków zgłaszających się do urzędów patentowych jest bardzo niewielki, głównie ze względu na ograniczenie finansowe i kosztowne procedury rejestracyjne. "Planowane są jednak zmiany prawne, które już od przyszłego roku umożliwią polskim badaczom na ubieganie się o refundację kosztów patentowych, a więc procedur zgłoszeniowych i rejestracyjnych oraz pomocy rzecznika patentowego", zapowiedziała prezes Urzędu Patentowego RP, Alicja Adamczak.
PAP - Nauka w Polsce, Katarzyna Pawłowska
Na stronach portalu o2.pl pojawiła się informacja o akcji policji przeciw piratom komputerowym. I bardzo dobrze. Im więcej osób będzie miało legalne oprogramowanie, tym tańsze ono będzie.
Jastrzębscy policjanci zarekwirowali w ostatnich dniach prawie sto komputerów z nielegalnym oprogramowaniem. Pukają do drzwi na osiedlach, pokazują nakazy prokuratorskie i konfiskują sprzęt - pisze "Dziennik Zachodni".
Komputery tracą uczniowie, studenci, zdarzają się też handlarze pirackimi płytami. Na czarną listę trafiło ponad stu kolejnych mieszkańców, którzy w ostatnim czasie zainstalowali sobie "piraty". Wkrótce policjanci zapukają także do ich drzwi.
Posiadacz nielegalnego oprogramowania nie zna dnia ani godziny - potwierdza nadkom. Piotr Bieniak z zespołu prasowego KWP. Kiedy po Jastrzębiu rozniosła się wieść, że konfiskują sprzęt z nielegalnym oprogramowaniem, rodzice zaczęli kontrolować komputery swoich dzieci.
W jastrzębskiej komendzie trzeba było wygospodarować pomieszczenie, do którego trafia zarekwirowany sprzęt. W tej chwili to kilkadziesiąt komputerów. Na kontrolę czeka kolejne 200 maszyn. Akcja zatacza coraz szersze kręgi.
- Dzisiaj Jastrzębie, jutro być może inne miasto. Ktoś, kto ma w domu nielegalne oprogramowanie musi się liczyć z tym, że pewnego dnia policjant zapuka do jego drzwi - mówi tajemniczo nadkom. Piotr Bieniak z zespołu prasowego KWP.
Jak się tłumaczą przyłapani na piractwie? - Zrzucają winę na nieświadomość. Mówią, że skoro kupowali komputer w sklepie, to mieli nadzieję, że zainstalowano im legalny program - wyjaśnia Bronisław Wójcik, rzecznik prasowy jastrzębskiej policji.
(PAP)
wtorek, listopada 28, 2006
spotkanie koła
W piątek 1 grudnia odbędzie się spotkanie koła z mgr Piotrem Wasilewskim z Instytutu Prawa Własności Intelektualnej UJ. (link) Będzie to inauguracyjne spotkanie serii grudniowych prelekcji na temat licencji. Nasz pierwszy gość będzie miał wykład na temat licencji typu Open Content. Część z Was zapewne pamięta jego doskonałą prezentację licencji Creative Commons z zeszłorocznej konferencji w Szczecinie. Jest więc okazja by posłuchać specjalisty bez ruszania się z Gdańska. Co więcej, po zakończonym wykładzie przewidzieliśmy pół godziny na dyskusję. Wierzę, że w razie potrzeby uda się ten czas wydłużyć ;)
Spotkanie odbędzie się w sali 1039 (WPiA) o godzinie 15:00! Serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych tematem - także spoza koła. Agitujcie śmiało wśród znajomych :)
Oto co rysownicy z http://www.modernhummorsit.com/, mają do powiedzenia na temat polityki RIAA (amerykańska organizacja zbiorowego zarządzania na rynku muzycznym) dotyczącej ściągania muzyki w sieci oraz kształtowania słusznych postaw obywatelskich wobec tego procederu:
Dokładne informacje na temat pracy RIAA można znaleźć na stronie: http://www.riaa.com/default.asp
"OZZ, DRM i CC - trójkąt
Spotkanie odbędzie się 30 listopada (czwartek)
o godzinie 18.30 w sali 3.4 Collegium Iuridicum II na ulicy Lipowej 4.
Gościem spotkania będzie Pan Krzysztof Siewicz z kancelarii prawnej Grynhoff, Woźny i Wspólnicy. Jest absolwentem Wydziału Prawa UW jak i programu LLM na Central European
University w Budapeszcie. Obecnie doktoryzuje się na uniwersytecie w Leiden w Holandii i pełni funkcję koordynatora prawnego Creative Commons Polska.
Brzmi ciekawie.
Może akurat będziecie w Warszawie...
sobota, listopada 25, 2006
Trafiłam ostatnio na ciekawą sprawę, która chociaż nigdy nie trafiła do sądu daje do myślenia. Historia ta zaczyna się 16 maja 1984 roku, wtedy to, bowiem znana wszystkim sieć McDonald’s złożyła wniosek o zarejestrowanie graficznego przedstawienie słowa „McJobs” jako znaku graficznego (nr rejestracji w Amerykańskim Urzędzie Patentowym: 1358485). W 1992 urząd uznał znak za „martwy” i znak przestał być objęty ochroną, McDonald’s ponowił jednak rejestrację, tym razem wniósł jednak o zastrzeżenie samego słowa (1358486). Określenie to miało się odnosić do szkolenia osób niepełnosprawnych na pracowników restauracji („training handicapped persons as restaurant employees”)
Tymczasem do języka potocznego weszło to samo określenie, funkcjonujące również w liczbie pojedynczej, którym posługiwano się na oznaczenie niskopłatnej i mało prestiżowej pracy, która wymaga niewielu umiejętności i nie stwarza szans robienia dalszej kariery.
Właśnie w takim znaczeniu słowo to pojawiło się w 2003 roku w najnowszym wydaniu słownika Merriam-Webster wywołując natychmiastową reakcję prawników McDonald’s, którzy zagrozili, że w związku z podobieństwem tego słowa do posiadanego przez nich znaku towarowego, mogą skierować sprawę na drogę sądową (zapewne chodziłoby tutaj o naruszenie znaku towarowego znane w USA jako tarnishment). Merriam-Webster co prawda usunął hasło ze swej strony reklamowej, jednak z umieszczenia słowa jako hasła w słowniku nie zrezygnował. Co ciekawe już w 1997 roku to samo hasło planowali włączyć do swego słownika autorzy tworzący Oxford English Dictionary, jednak wycofali się z tego pomysłu właśnie z obawy przed reakcją sieci fast- foodów.
McDonald’s nigdy nie wniósł żadnego pozwu w tej sprawie, a hasło McJob, o czym można się naocznie przekonać choćby na stronie http://www.merriam-webster.com/ , funkcjonuje bez przeszkód. McDonald’s obrał inną drogę, obecnie zamiast zmieniać hasło w słownikach, sięga do źródeł, z których te czerpią, a więc usiłuje zmienić znaczenie słowa w ludzkiej mentalności. Temu właśnie ma służyć zainaugurowana w tym roku kampania „Not bad for a McJob” („Nieźle, jak na McPracę”). Czy kampania okaże się skuteczna? Na pewno nie dowiemy się tego jutro czy za miesiąc. Język kształtuje się latami i nie poddaje się tak łatwo manipulacji. Dość boleśnie przekonują się o tym, choć w związku z odrobinę innym problemem, potentaci w swoich dziedzinach tacy jak Xerox, czy Google. Jak widac popularność ma też swoje złe strony...
środa, listopada 22, 2006
Media - sztuka - dziedzictwo
Cyfrowy wymiar przyszłości
Szykuje się kolejna konferencja.
Miejsce: Warszawa.
Główne hasła: konwergencja, dziedzictwo, twórczość i uczestnictwo, przyszłość.
Postawione pytania:
- Jaka przyszłość czeka media?
- Jak będziemy tworzyć i uczestniczyć w kulturze?
- Jak tworzyć i pielęgnować cyfrowe dziedzictwo kulturowe?
- Jak zarządzać kulturą?
- Jak prowadzić politykę kulturalną?
Udział: bezpłatny, należy się jedynie zarejestrować (link niżej).
Program konferencji:
Konferencja składać się będzie z czterech bloków tematycznych:
Konwergencja
Dziedzictwo
Twórczość i uczestnictwo
Przyszłość
Środa 6 grudnia 2006 r., przed południem
temat wiodący: konwergencja
sesję prowadzi: Edwin Bendyk
wykład inaugurujący: „Netokraci – władcy świata po rewolucji interaktywnej ”
gość specjalny: Alexander Bard, Szwecja1. „Konwergencja po polsku” – prezentacja najnowszych projektów multimedialnych najważniejszych polskich instytucji medialno-kulturalnych: TVP, ITI i Onet.
2. „Pierwsze, nie szkodzić” – dyskusja panelowa na temat regulowania nowego rynku telekomunikacyjno-medialnego.
Środa 6 grudnia 2006 r., po południu
temat wiodący: dziedzictwo
sesję prowadzą: Justyna Hofmokl i Alek Tarkowski
wykład wprowadzający: „Creative Archive: otwarty dostęp do treści w BBC”
gość specjalny: Paul Gerhardt, Anglia, kierownik projektu Creative Archive w BBC
1. „Cyfrowe dziedzictwo w Polsce” - prezentacja głównych problemów
a) archiwa audiowizualne
b) muzea
c) biblioteki
d) dystrybucja poprzez Internet
e) perspektywa twórcy
3. Debata: „Cyfrowe dziedzictwo: chronić czy udostępniać?”
Czwartek 7 grudnia 2006 r., przed południem
temat wiodący: twórczość i uczestnictwo
sesję prowadzi: Mirosław Filiciak
wykład wprowadzający: „Kultura partycypacji”, Rob van Kranenburg, Holandia1. „Kod Wiedźmina”: rozmowę prof. Wojciecha Burszty z gościem specjalnym, Andrzejem Sapkowskim, Polska
2. Pejzaż polskiej kultury popularnej: Mariusz Czubaj rozmawia z twórcami komiksu i animacji.
3. „The Wicher” czyli globalny wymiar „Wiedźmina” - prezentacja największego polskiego projektu multimedialnego, gry komputerowej „The Wicher” CD Projekt opartej na prozie Andrzeja Sapkowskiego.
2. Debata: „Czy polska kultura popularna ma szansę na globalnym rynku?”
Czwartek 7 grudnia 2006 r., po południu
temat wiodący: przyszłość
sesję prowadzi Jacek Żakowski
wykład wprowadzający: „Witajcie w kulturze konwergencji”
gość specjalny: prof. Henry Jenkins, USA, Massachusetts Institute of Technology
1. Prezentacja tez raportu „Kultura 2.0; Media, sztuka, dziedzictwo – cyfrowy wymiar przyszłości”, Edwin Bendyk
1. Przepustka do Kultury 2.0 czyli prezentacja wyników badań socjologicznych przeprowadzonych przez firmę Ericsson, analizujących sposoby wykorzystania technologii cyfrowych przez Polaków.
3. Debata „Cyfrowa przyszłość: zagrożenie czy szansa dla polskiej kultury?” Tezy do debaty przedstawi prof. Kazimierz Krzysztofek.
Link do rejestracji:
http://kultura20.pl/kultura/pl/show/10/index.html
Więcej na stronie www.kultura20.pl
No dobrze, ale co to ma wspólnego z prawem własności intelektualnej. Zapewne jest tam wiele zagadnień z tego zakresu, można by się np. zastanowić w jakim stopniu i do kogo należą prawa autorskie z tytułu teledysku... można, ale nie o to chodzi. Istotne jest to, że na naszych oczach zupełnie zmienia się rynek mediów i nie ma co próbować tych zmian zatrzymywać, gdyż nie tyle są nieuniknione, co już właściwie zaszły. A ten jakże uroczy przykład pokazuje ile dobrego ze sobą niosą.
Nakręcony w jeden dzień teledysk i napisana przez jedna noc piosenka pozwoliły wybić się nieznanej grupie i czerpać zyski ze swojej działalności, chociaż nie bezpośrednio z teledysku. Co więcej, trudno podejrzewać by celem grupy było wyłącznie osiągnięcie profitów finansowych. Inspiracją była pewna idea, którą umieszczenie utworu w Internecie miało pomóc promować. Człowiek ma w sobie potrzebę tworzenia, zupełnie nie związaną z potrzebą zarabiania pieniędzy, jest gotów bezinteresownie poświęcić czas i pieniądze dla krzewienia czegoś co jego zdaniem jest wartościowe. To co zbiorczo nazywa się nowoczesnymi technologiami pozwala mu tę potrzebę łatwiej zaspokoić, poprzez zmniejszenie kosztów i udostępnienie platformy, przez którą mógłby się podzielić swą kreatywnością z innymi. Co jak widać na powyższym przykładzie wcale czerpania zysków nie wyklucza.
Przyłączając się, więc do kampanii obiecuje, że każdy kto się do mnie zgłosi może liczyć na darmowy uścisk. Tak jak za darmo można znaleźć teledysk Sick Puppies pod adresem http://www.youtube.com/watch?v=vr3x_RRJdd4 , a pełną historię człowieka, który by jak sam mówi „by zobaczyć, jak ludzie się uśmiechają i jak są szczęśliwi” wyszedł na ulicę i zaczął rozdawać darmowe uściski na stronie http://www.youtube.com/watch?v=9AdQo1qBy1E&mode=related&search=%20
UNIVERSAL MUSIC
vs
MySpace
Największy światowy koncern muzyczny, Universal Music Group, pozwał serwis MySpace.
Główny zarzut dotyczy możliwości zamieszczania przez użytkowników piosenek i wideo objętych prawami autorskimi na łamach serwisu.
Umieszczonymi na MySpace treściami internauci mogą się następnie dzielić, przyczyniając się tym samym do ogromnych strat wytwórni. Univeral Music uważa, że ową możliwością serwis zachęca internautów do tej nielegalnej działalności.
Postęowanie sądowe zostało wszczęte mimo faktu, iż ostatnio MySpace wprowadził technologię, która uniemożliwia zamieszczanie na jego łamach treści chronionych prawami autorskimi.
Universal Music Group podkreśla, że nie chcieli pozywać MySpace a liczyli na podpisanie umowy, takiej jaką mają już z YouTube.
MySpace broni się, że zachęca jedynie użytkowników do dzielenia się własną twórczością. Nie zachęcają ani nie nakłaniają do łamania przez nich prawa.
Jako że popularność społecznościowych serwisów wideo rośnie, ochrona pracy artystów staje się coraz poważeniejszym i trudniejszym do rozwiązania problemem.
Źródło: BizReport
wtorek, listopada 21, 2006
Manfred Jansen biznesmen z Karlsruhe (miasto w zachodniej częśći Niemiec) zrobił interes życia.Tak dwa lata temu o posunięciu tego przedsiębiorcy informowała światowa prasa. Udało mu się zastrzec znaki , którymi okazały się godło Niemieckiej Republiki Demokratycznej(młot i kompas w żytniej koronie), symbol enerdowskiej służby bezpieczeństwa(Stasi) i komunistycznej organizacji młodzieżowej (FDJ), a także inne symbole byłych Niemiec wschodnich zjednoczonych z zachodem w paźdź. 1990. Niemiecki urząd patentowy z siedzibą w Monachium zarejestrowal znaki. Kosztowało to Jansena 300 EURO. W związku z tym, że produkty z godłem NRD we wschodniej części kraju widoczne są na: papierosach, artykułach spożywczych, szalikach piłkarskich, biżuterii itd. Wydawało się ,że Jansen poprzez zawieranie umów licencyjnych, zapewni sobie stałe źródło dochodów (chętnych z całą pewnością by nie zabrakło). Jednak tuż po tym jak udało mu się zarejestrować znaki zaczęły pojawiać się głosy oburzenia i żądania, aby zrezygnował z nabytych praw. Argumenty były rozmaite. Począwszy od takich ,iż rejestracja godła jest naruszeniem praw jego rzekomego twórcy Heinza Behlinga (zmarł w 2003 r. I dlatego w jego imieniu Mathias Oehme, dyrektor wydawnictwa we wschodniej części Niemiec zapowiedział, że poda sprawę do sądu, gdyż rejestracja godła przez biznesmena jest, jego zdaniem, w sprzeczności z prawami autorskimi Heinza Behlinga, który zaprojektował godło w latach pięćdziesiątych), skończywszy na takich, iż Jansen we wschodnich Niemczech był tylko dwa razy, więc nie powinien rościć sobie prawa do godła kraju z którym tak niewiele miał wspólnego. Jansen oczywiście odpierał te zarzuty "Jestem pewien, że na wschodzie są osoby, które postąpiłyby tak samo, gdyby przyszło im to do głowy" powiedział, podkreślając jednocześnie, że jego posunięcie było czysto handlowe i nie miało żadnego podtekstu politycznego. Również niemicki urząd patentowy był zdania, że każdy miał prawo do rejestracji tych znaków. Takie stanowisko jest uzasadnione, co prawda wg prawa międzynarodowego symbole państw są chronione przez artykuł 6 Konwencji Paryskiej i nie mogą być zarejestrowane jako znaki towarowe, jednakże artykuł ten wspomina tylko o państwach, które są stronami konwencji. Republika Narodowo Demokratyczna nie istnieje od kilkunastu lat. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, aby jej symbole zostały zarejestrowane jako znaki towarowe. Spór znalazł swój finał w sądzie. W grudniu 2004 r. Sąd w Hamburgu utrzymał w mocy decyzję urzędu patentowego przyznającą prawa do godła i innych symboli, poddając w wątpliwość fakt, iż Heinz Behling jest rzeczywistym twórcą godła. Od tamtego momentu sprawą godła media przestały się interesować (dlatego trudno mi było znaleźć jakiekolwiek późniejsze informacje na ten temat). Dopiero w Wikipedii przypadkiem przeczytałem, że decyzja o przyznaniu biznesmenowi praw ochronnych na znaki towarowe przez niemiecki urząd patentowy została ostatecznie unieważniona (a więc poprzedni wyrok sądu nie był prawomocny). Uzasadnieniem nowego wyroku był argument, iż symbole powinny być wspólnym znakiem rozpoznawczym towarów i usług z regionów wschodnich obecnej Republiki Federalnej Niemiec.
źródło: Reuters
poniedziałek, listopada 20, 2006
Znana wszystkim nazwa coca-cola, po raz pierwszy została zarejestrowana w amerykańskim urzędzie patentowym 31 stycznia 1893 roku przez Asa Candlera, który za 2300 dolarów nabył pięcioletnie wtedy przedsiębiorstwo od wynalazcy napoju Johna S. Pembertona . Obecnie znakami towarowymi są też miedzy innymi czcionka (cały napis), charakterystyczna "wstązka" znajdująca się pod napisem, a nawet kształt butelki (mający nawiązywać do kształtu orzeszka coli i zarejestrowany jako trójwymiarowy znak towarowy w 1977 roku). Logo coca-coli jest dzis rozpoznawane przez 98% ludzi na całym swiecie.
obowiązki producenta i wydawcy
Producent lub wydawca zobowiązany jest dołożyć wszelkich starań, aby ustalić sytuację prawną związaną ze zdjęciem które ma zamiar opublikować. W przypadku gdy autorskie prawa majątkowe do fotografi objęte są ochroną, obowiązki producenta lub wydawcy wynikają z umowy zawartej z ich właścicielem. Gdy jednak autorskie prawa majątkowe wygasły obowiązki producenta i wydawcy reguluje art. 40 UPA. Nakłada on obowiązek uiszczania stosownej opłaty na rzecz Funduszu Promocji Twórczości. Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Kultury z 24 lutego 2003 roku (Dz.U. z 10.III.2003) jest to 5% brutto ze sprzedaży egzemplarzy tych utowrów. Ze względu jednak na specyfikę publikowania zdjęć należy wyróżnić dwie okoliczności ujęcia ich w utworze
a) cały utwór składa się z fotografii. Może to być w szczególności album fotograficzny. W takim przypadku wartość 5% brutto liczy się od całej ceny sprzedaży egzemplarzy tego utworu.
b) utwór składa się między innymi z fotografii. Między innymi będzie to artykuł, lub książka ilustrowane zdjęciami. W takim przypadku oblicza się stosunek w jakim arkusz drukarski zajęty jest przez wspomniane zdjęcia. Następnie kwotę 5% brutto ze sprzedaży egzemplarzy utworu mnożymy przez procent arkuszy drukarskich ilustrowanych zdjęciami. Należy pamiętać, że opłata na rzecz Funduszu Promocji Twórczości nie dotyczy tylko zdjęć, ale wszelkich utworów do których wygasły autorskie prawa majątkowe. Tak więc przy obliczaniu wpłaty na rzecz Funduszu nie można pominąć procentu arkuszy zajmowanych przez inne utowry o wygasłych autorsich prawach majątkowych. Należy pamiętać także iż obliczając procent powierzchni arkusza drukarskiego zajmowanego przez zdjęcia nie bierzemy pod uwagę powierzchni zajmowanej przez szatę graficzną utworu końcowego. Zasady te obowiązują od 1 kwietnia 2003 roku.
Zgodnie z UPA wpłaty na rzecz Funduszu Promocji Twórczości powinny być uiszczane do końca miesiąca następującego po końcu kwartału w którym uzyskano wpływ ze sprzedaży. Od zasady tej istnieje jednak wyjątek, dla producentów i wydawców którzy osiągają niskie wpływy ze sprzedaży utworu. Zgodnie z tym wyjątkiem, jeśli wpływ ze sprzedaży nie przekroczy równowartości tysiąca Euro, wpłata może być uiszczona tylko raz w roku. Pieniądze przekazuje się na konto Funduszu w NBP.
Ministerstwo Kultury
Biuro Dyrektora Generalnego
Fundusz Promocji Twórczości
Narodowy Bank Polski O/O Warszawa
82 1010 1010 0010 4918 9850 0000
Wpłaty na rzecz Funduszu Promocji Twórczości są jedynie środkiem do realizacji celu. Pozwolę sobie więc napisać kilka słów na temat tego czym jest ten Fundusz i jakie cele realizuje za pomocą środków zgromadzonych na swoim koncie.
Fundusz Promocji Twórczości jest państwowym funduszem działającym od 1994 roku w ramach Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jego obsługą zajmuje się obecnie Departamentu Sztuki i Promocji Twórczości. Jego działalność reguluje rozdział 13 UPA, oraz rozporządzenie Ministra Kultury z 17 stycznia 2003 roku o podmiotach uprawnionych do występowania z wnioskiem o przyznanie środków z Funduszu Promocji Twórczości oraz wymogi formalne, jakim powinien odpowiadać ten wniosek(Dz.U. nr 13 z 2003 r., poz. 134). Środki zgromadzone przez Fundusz (dodam, że nie są to tylko środki z wpłat o jakich mowa w tym tekście, ale także z innych źródeł wymienionych w art.112 UPA) wydatkowane są na trzy cele
a) stypednia dla twórców - są to stypendia rozdzielane raz w roku na podstawie decyzji Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wniosek o przyznanie stypendium należy złożyć do dnia 30 marca każdego roku. Następnie jest on opiniowany przez specjalną komisję stypendialną. Wnioskodawcą może być każdy kto posiada dorobek artystyczny lub naukowy. Ubieganie się o stypendium z Funduszu Promocji Twórczości jest niemożliwe, jeśli twórca ubiega się o stypendium ze środków budżetowych. Ostateczną decyzję w sprawie przyznania stypendium podejmuje Minister. Możne on przydzielić stypendia kwartalne, półroczne, lub roczne. Wypłacane są one raz w miesiącu, począwszy od 1 lipca. W 2006 roku przyznano trzy stypendia roczne i czterdzieści jeden stypendiów półrocznych.
b) pomoc socjalną dla twórców - udzielana na wniosek twórcy. Nie udało mi się ustalić jakie kryteria musi spełniać twórca by otrzymać taką pomoc. Wniosek ropiniowany jest przez Komisję do spraw opiniowania wniosków o pokrycie w całości lub w części kosztów wydań utworów o szczególnym znaczeniu dla kultury i nauki polskiej oraz wydań dla niewidomych, a także o przyznanie pomocy socjalnej dla twórców ze środków Funduszu Promocji Twórczości dwa razy w roku. Ostateczną decyzję podejmuje jednak Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
c) pokrycie w całości lub w części kosztów wydań utworów o szczególnym znaczeniu dla kultury i nauki polskiej oraz wydań dla niewidomych - udzielane na wniosek wydawcy, lub producenta. Wniosek opiniowany jest przez Komisję do spraw opiniowania wniosków o pokrycie w całości lub w części kosztów wydań utworów o szczególnym znaczeniu dla kultury i nauki polskiej oraz wydań dla niewidomych, a także o przyznanie pomocy socjalnej dla twórców ze środków Funduszu Promocji Twórczości raz w roku. Ostateczną decyzję podejmuje jednak Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
W skład wspomnianej Komisji wchodzi sekretarz Komisji Elżbieta Kroszczyńska, oraz Jan Czykwin, Adolf Kuhnemann, Ewa Rojewska, Janusz Maciejewski, Krzysztof Gąsiorowski, Zofia Beszczyńska, Eugeniusz Kabatc, Rafał Grupiński, Jacek Sieradzki, Liliana Bardijewska, Barbara Borys Damięcka, Daniel Szczechura, Marcel Łoziński, Maciej Nowak, prof. Wojciech Muller, Andrzej Newelski, Mieczysław Welter, Monika Szewczyk, Mariusz Knorowski, Anna Stepnowska, Jan Stanisław Wojciechowski, prof. Jacek Dyrzyński, Zbigniew Tomaszczuk, Jerzy Jasieńko, Bożena Steinborn, Dorota Folga Januszewska, prof. Wiesław Juszczak, Jan Święch, Andrzej Koss, Krzysztof Droba, Jacek Rogala, Krzysztof Baculewski, prof. Antoni Wit, Anna Staniszewska, Aleksander Kociszewski, Romuald Witkowski, Ryszard Michalski, Wiesława Bogurat
Niestety wydawcy i producenci w znikomym stopniu realizują swój obowiązek wpłacania należności na rzecz Funduszu Promocji Twórczości. Natomiast Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, oraz Urzędy Skarbowe które mają prawo kontrolować stan rozliczania się wydawców i producentów z Funduszem nie wykazują szczególnej aktywności by ten stan rzeczy zmienić. Zdaje się iż Fundusz istnieje tylko dlatego, że ustawa tak stanowi, ale nikomu na nim nie zależy. Między innymi dlatego obecnie postuluje się zlikwidowanie Funduszu Promocji Twórczości. Zamierzenie takie potwierdził w lipcu 2006 wieceminister w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego na spotkaniu z Radą Polskiej Izby Książki.
niedziela, listopada 19, 2006
czasowe ograniczenia ochrony prawno-autorskiej
Podstawowe znaczenie dla określenia granic czasowych ochrony prawno-autorskiej przedwojennego utworu fotograficznego mają pierwsze dwa punkty art. 36 UPA. W myśl tego przepisu prawa autorskie gasną wraz z upływem lat siedemdziesięciu od śmierci twórcy, lub od daty pierwszego rozpowszechnienia. Rozpatrzmy więc oba przypadki w świetle naszego tematu. Dysponując fotografią musimy ustalić, czy znany jest nam twórca, czyli autor zdjęcia. Dla ustalenia autora szczególnie istotne mogą być informacje umieszczone na fotografii. Podam więc kilka przykładowych sposobów oznaczania zdjęć przez autorów.
a) pieczątka indywidualna fotografa (przykład 2.1)
b) oznaczenie na papierze fotograficznym lub tekturze. Tego typu oznaczenie występuje w kilku formach. Po pierwsze może to być tekturka indywidualna zakładu fotograficznego na której naklejony jest papier fotograficzny ze zdjęciem. Taka technika była popularna szczególnie pod koniec XIX i w pierwszym dziesięcioleciu XX wieku. Oznaczenie może być też wydrukowane na indywidualnym papierze fotograficznym. W takim przypadku oznaczenie znajduje się na rewersie zdjęcia. Kolejną formą może być oznaczenie wytłoczone na tekturze stanowiącej passepartou zdjęcia (przykład 2.2)
c) oznaczenie przyklejone do fotografii. Stanowi je osobna wizytówka, lub karta papieru z oznaczeniem fotografa.
d) opisanie zdjęcia. Najczęściej spotykaną formą oznaczenia autorstwa jest adnotacja w formie "fot. A. Kowalski".
Poza wskazanymi przykładami istnieją także inne możliwości ustalenia autora zdjęcia. Autorstwo fotografii można przypisać na podstawie kontekstu w jakim zostało osadzone. W szczególności będzie to pozycja w ramach większej ilości fotografii oznaczonego autora. Może to być także ustalenie autorstwa na podstawie opublikowanego albumu. Należy bowiem pamiętać, że może istnieć kilka odbitek tej samej fotografii. Należy przyjąć iż każda metoda pozwalająca ustalić autora jest przydatna.
Jeśli natomiast nie znamy autora, należy ustalić datę pierwszego rozpowszechnienia. Bieg terminu wygaśnięcia praw autorskich liczy się od końca roku w którym rozpowszechniono utwór. Powszechną praktyką jest, że zdjęcia wywołuje się w krótkim czasie po ich wykonaniu. Można więc w razie wątpliwości przyjąć iż datą pierwszego rozpowszechnienia jest data wykonania zdjęcia. Wydaje się, że ten sposób ustalenia daty pierwszego rozpowszechnienia będzie najpowszechniejszy. Niemniej można sobie wyobrazić inne okoliczności (takie jak np. opis w albumie, położenie zdjęć w archiwum względem innych dokumentów z oznaczoną datą, fotografia z balu sylwestrowego) które pozwolą ustalić inną datę pierwszego rozpowszechnienia, niż rok wykonania zdjęcia. Dla określenia daty wykonania zdjęcia można posłużyć się w szczególności
a) identyfikacją na podstawie opisu zdjęcia. Szczególnie pomocne są tu zdjęcia opisane datą wykonania. (przykład 3.1) Może być to także opis wspominający szczególne wydarzenie jak np. zaprzysiężenie prezydenta, czy 40 rocznica koronacji
b) identyfikacja na podstawie przedmiotów, postaci występujących na zdjęciu, czy okolicznościach jego wykonania. Na tej podstawie najłatwiej określić rok wykonania zdjęcia jeśli znajduje się na nim przedmiot opisany datą. W szczególności będzie to tablica pamiątkowa (przykład 3.2), lub puchar, czy dyplom.
Jednak brak takiego przedmiotu nie przesądza o niemożliwości ustalenia daty wykonania zdjęcia. Czasem gdy ustalenie daty wykonania wydaje się wręcz nieprawdopodobne, wcale nie oznacza to iż jest to niemożliwe. Dla zilustrowania problemu posłużę się przykładem.
Zdjęcie 3.3 przedstawia anonimową z pozoru grupę żołnierzy. Dokładna analiza oznaczeń na kołnierzach, identyfikacja personaliów osób siedzących w pierwszym rzędzie, stopni wojskowych w chwili wykonania zdjęcia i odznaczeń jakie noszą pozwala stwierdzić iż zdjęcie zostało wykonane 3 września 1928 roku w trakcie promocji V rocznika Oficerskiej Szkoły Inżynierii.
Należy jednak pamiętać, że samo ustalenie daty pierwszego rozpowszechnienia zdjęcia w przypadku braku informacji na temat autora nie daje możliwości swobodnego publikowania zdjęć. Należy się liczyć z ograniczeniem jakie podałem w części pierwszej tego tekstu. Chodzi o zdjęcia odtwarzające inny utwór, którego autor jest znany. W takim przypadku czas ochrony należy liczyć od daty śmierci autora utworu uwiecznionego na zdjęciu, a nie od dat związanych z autorem, czy rozpowszechnieniem zdjęcia jako takiego. Jeśli nie jest znany autor utworu prezentowanego na zdjęciu czas ochrony liczyć będziemy od dat związanych z fotografią na której jest widoczny. Nie ma bowiem możliwości by na zdjęciu znalazł się przedmiot wykonany później niż samo zdjęcie.
W dniach 15-16 listopada odbyła się w warszawskim hotelu Sofitel konferencja pt. "Nowe technologie, a ochrona praw własności intelektualnej" zorganizowana przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Na konferencje złożyły się trzy panele każdy z nich poświęcony innemu segmentowi rynku. W trakcie pierwszej debaty dyskutowano na temat rynku utworów drukowanych w zderzeniu z nowymi technologiami. Na szczególną uwagę zasłużyła prezentacja Stiga Forlaga, dyrektora generalnego najstarszego duńskiego wydawnictwa Gyldendal Forlag (o pozycji zbliżonej do PWN w Polsce), który bardzo rzeczowo i nie unikając trudnych pytań przedstawił sytuacje wydawnictw prasowych i książkowych. Wszyscy uczestnicy zdawali się świadomi konieczności dostosowania do nowych realiów technik marketingowych. Dziwić może sceptycyzm dyskutantów w stosunku do elektronicznego papieru, która to postawa przyczyniła się do pominięcia tego tematu w dyskusji. Ciekawy, choć dość ograniczony okazał się wkład przedstawiciela Google Book Search - Jansa Redmera, który zaprezentował jak dzięki tej nowej usłudze można pogodzić interesy konsumentów (czytelników) i producentów (wydawców).
Dosyć zachowawcze stanowisko przedstawił Maciej Hoffman z Izby Wydawców Prasy, dziwić mogły zwłaszcza jego wypowiedzi dotyczące wtórnego obiegu prasy, w szczególności za teza, że miesięczniki i tygodniki nie tracą na wartości wraz z upływem czasu(to małe wtrącenie nie wiązało się jednak zasadniczo z tematem konferencji).
Podczas drugiego panelu skoncentrowano się na rynku oprogramowania komputerowego, nie dało się więc uniknąć dyskusji na temat DRM i open source. Wśród panelistów znaleźli się gorący orędownicy obu opcji, słuchacz jednak nie mógł oprzeć się wrażeniu, ze spór jest w sumie bezprzedmiotowy, gdyż wszyscy twierdzili, ze oba systemy nie mają się wykluczać, a mają współistnieć.
Ostatniego dnia natomiast zajmowano się przyszłoscia rynku muzycznego. Interesującą prelekcje w amerykańskim stylu wygłosił Ted Shapiro z Motion Picture Association, a Maria Rorbye Ronn omówiła zagadnienie współczesnych mediów interaktywnych i zadań jakie stawiają przed prawodawcami. Wśród zaproszonych gości znalazł się tez Aleksander Tarkowski koordynator Creative Commons Pl, również ten temat był parokrotnie poruszony w debacie.
Na uwagę zasługuje też udział Justyny Kurek z UOKiK, która choć nie będąc prelegentem, wielokrotnie brała na siebie rolę reprezentanta interesów konsumenta w prowadzonych dyskusjach.
Gdyby pokusić się o jeden wniosek płynący z tych dwóch wyczerpujących intelektualnie dni, to byłoby nim zapewne stwierdzenie, że nowoczesne technologie to nie ekspozycja na wystawie w poświeconym przyszłym osiągnięciom technicznym muzeum, ale nasza codzienność. Dlatego też przedsiębiorcy muszą zgodnie z nieubłaganymi regułami rynku albo pogodzić się z ich istnieniem i odpowiednio zmodyfikować swoją działalność albo wyginąć niczym dinozaury robiac miejsce innym, lepiej przygotowanym na tę nową rzeczywistosć.
Szczegółowy plan konferencji oraz listę zaproszonych gości można znaleźć na stronie http://www.mkidn.gov.pl/website/index.jsp?catId=483 , tam tez powinny pojawic sie materiały pokonferencyjne.
sobota, listopada 18, 2006
Punktem wyjścia do opracowania tego tematu jest zdarzenie, które w praktyce występuje niezmiernie często, ale którego okoliczności prawne są dla mnie niejasne. Chodzi o możliwość publikowania przedwojennych zdjęć, przez osoby nie będące ich autorami. W licznych czasopismach i innych publikacjach poruszających tematy historyczne pojawiają się jako ilustracja przedwojenne zdjęcia. Powstaje więc pytanie, czy zdjęcia te chronione są prawami autorskimi, a jeśli tak to w jakim zakresie. Czy osoba posiadająca odbitkę przedwojennej fotografi może umieścić ją jako ilustrację w swojej książce, lub artykule? Na pytania związane z tymi problemami postaram się udzielić odpowiedzi w poniższym tekście.
przedmiot ochrony prawno-autorskiej
Pierwszą czynnością jaką należy podjąć jest ustalenie czy prezentowana fotografia jest utworem w rozumieniu ustawy o prawie autorskim i w związku z tym, czy podlega ochronie. Zgodnie z art.1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z 4 lutego 1994 r. (dalej UPA) fotografia jest utworem, jeśli stanowi "przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze". Nie może to być więc dowolna fotografia, a jedynie taka do stworzenia której wymagana była praca koncepcyjna fotografa. Rozpatrzmy więc trzy przykłady na podstawie których postaram się zobrazować które zdjecia można uznać za objęte ochroną UPA.
Fotografia 1.1 przedstawia grupę żołnierzy konnych na tle monumentalnego budynku. Żołnierze ustawieni są w szeregu, z szalbami na ramieniu. Wyeksponowany jest także proporczyk. Zdjęcie bez wątpienia dowodzi umiejętności artystycznych jego autora. Zamysł i temat fotografi są dostrzegalne z łatwością. Uznanie jej za utwór w rozumieniu UPA nie powinno budzić większych wątpliwości.
Fotografia 1.2 prezentuje grupę żołnierzy ustawionych przed i na postumencie. Inaczej niż przy poprzedniej fotografii nie można tu mówić o szczególnej oryginalności. Także motyw dwóch żołnierzy na postumencie nie stanowi kwintesencji artyzmu. Niemniej jednak widać zamysł autora związany z użyciem pustego postumentu. Z tego też względu należało by uznać, że fotografia ta jest utworem w rozumienu UPA. Negatywna ocena artystyczna nie może być bowiem przesłanką pozbawiającą pracę miana utworu.
Ostatnia fotografia 1.3 prezentuje żołnierza wbijającego młotkiem metalowy klin. Sporą część kadru stanowią plecy jednego z uczestników zajścia. Czynność wykonywana przez bohatera jest niemal niewidoczna i umieszczona w marginalnym miejscu kadru. Należy więc uznać, że jest to fotografia wykonana tylko i wyłącznie w celu uwiecznienia jakiejś okoliczności. Zdjęcie jest zwykłym odbiciem rzeczywistego obrazu i nie uwidacznia się w nim żadna koncepcja autora. Z tego względu nie można jej uznać za utwór w rozumieniu UPA. Jako taka nie podlega ochronie prawno-autorskiej.
Na podstawie tego co udało się ustalić, można stwierdzić iż ochronie podlegać mogą jedynie te fotografie które stanowią utwór w rozumieniu UPA. Pewną wskazówkę rozszerzającą ten zakres przedmiotowy daje wyrok Sądu Najwyższego z 25 maja 1973 (OSNC 1974/3/50). Stwierdza on iż:
"Utwór artystyczny staje się przedmiotem prawa autorskiego już wtedy, kiedy następuje jego ustalenie, tj. gdy przybierze jakąkolwiek postać, choćby nietrwałą, jednak o tyle stałą, żeby treść i cechy utworu wywierały efekt artystyczny.
Kompozycje z kwiatów odpowiadają temu wymaganiu. Dlatego niedozwolone jest ich odtwarzanie bez zgody autora, m.in. sposobem fotograficznym, do innego użytku niż własny użytek osobisty, a w szczególności - do użytku związanego z osiągnięciem korzyści materialnej."
Zgodnie z interpretacją zawartą w tym wyroku ochroną prawno-autorską objęte były by także te zdjęcia, które reprodukują utwór w rozumieniu UPA. Stanowisko takie wydaje się być bardzo wątpliwe. Dla uzasadnienia mojej krytycznej opinii posłużę się przykładem. Kazimierz Satora w swojej książce "Opowieści wrześniowych sztandarów" (Warszawa 1990) publikuje fotografię sztandaru 1 Dywizjonu Pomiarów Artyleryjskich (fot.265 na wkładce po str.368) w dniu jego wręczenia 19 czerwca 1938 roku. Sztandar ten stanowi utwór prawa autorskiego, którego data ustalenia przypada na 1938 roku. Tak więc nie został wyczerpany siedemdziesięcioletni okres ochrony. W myśl orzeczenia Sądu Najwyższego publikacja tej fotografii stanowi naruszenie prawa autorskiego, autora sztandaru. Tymbardziej, że ze względu na temat książki w której zdjęcie zostało opublikowane, nie ulega wątpliwości iż autorowi chodziło o wyeksponowanie na zdjęciu właśnie sztandaru 1 Dywizjonu Pomiarów Artyleryjskich. W mojej opinii tak daleko posunięta ochrona wydaje się być przesadna. Szczęśliwie przy omawianiu problematyki zdjęć przedwojennych, problem ten nie ma tak wielkiego znaczenia ze względu na czasowe ograniczenia ochrony przyznawanej przez UPA.